Pacyfik
04.05.10

MANTRY kurs celuje w wyspę FATU HIVA. Niedługo będą musieli zamienić ubranie z własnej skóry na jakieś koszulki i spodenki. Jeszcze tylko 200 mil. Tam gdzie są teraz około 30 st. Celsjusza ale na wyspie tylko 24 st., bujna tropikalna roślinność i wysokie góry. Najpierw będzie widać chmury a potem zarysy wyspy już nawet z odległości 30 mil. Na wyspie nie ma lotniska, więc nie ma turystów, jest tylko bardzo gościnna miejscowa ludność. Pozdrowienia, Kaz B.

Również przedstawiamy relację otrzymaną bezpośrednio od Asi i Alka.

04.05., 1600 LT (2200 UT), poz. 09 59,4 S; 135 18W; do Fatu Hiva jeszcze 200 mil. Wiatr mamy całkiem z tyłu, i trochę osłabł, 13-15w, płyniemy „na motyla”, przebieg wczoraj tylko 115 mil, dziś wygląda, że będzie lepiej. Były pytania o temperatury podczas przelotu przez Pacyfik: otóż, nie mamy termometru, ale generalnie to jest bardzo gorąco i słonecznie, na pewno ponad 30 st. C, ale upał jest łagodzony przez wiatr. Cień sobie robimy rozpinając nad kokpitem brezentowy daszek. Całą dobę można funkcjonować na golasa, tylko nad ranem czasami trzeba założyć cienką koszulkę. Woda w morzu też bardzo ciepła, pewnie co najmniej 27 C, kąpiemy się w niej, czasem coś chlapnie – i nie ma szoku termicznego.

Ponieważ już blisko portu, po prawie 3ech tyg. w drodze, to pora na przepis portowy: nasz ulubiony napój, to capirinha (ale tylko w porcie!). Składniki: jedna – półtorej limonki na głowę, 2,5 czubate łyżeczki cukru, pokruszony lód, wódka. Limonki kroimy w kostkę (koniecznie ze skórką!), posypujemy cukrem i rozgniatamy na miazgę, dodajemy pokruszony lód i zalewamy wódką (całkiem sporo!). Oryginalnie, powinna byc caxasa, czyli wódka z trzciny cukrowej, ale tak naprawdę może być każda wódka, byle dużo. Wstrząsamy (nie mieszamy!), i podajemy ze słomka. UWAGA: cytryna zamiast limonki nie robi! W Santa Cruz na Galapagos w barze The Rocks przy głównej ulicy prowadzącej do żółwi podają znakomitą capirinhę, ale nie na limonkach, tylko na lokalnych, południowo-amerykańskich limones: są zielone na zewnątrz, pomarańczowe wewnątrz, są bardzo soczyste i kwaśne, a skórka gorzka. Pycha! Skoll! Asia&Alek

Markizy
06-07.05.10

Po 22 dniach żeglugi z Galapagos Mantra zakotwiczyła na Wyspie Fatu Hiva na Markizach i załoga zażywa uciech lądowych. Pozdrowienia, Kaz B.

06.05., g. 0420 LT Markizy (1350 UT), poz. 10 27,8 S; 138 40,0 W – stoimy na kotwicy w zatoce Vierges, na Fatu Hiva, Markizy – po 22 dniach żeglugi przez Pacyfik. Wyspa piękna, pochodzenia wulkanicznego, to wysoki na 1000m stożek wulkaniczny, porośnięty zieloną dżunglą. Odbyliśmy wycieczkę w głąb wyspy, w tę dżunglę, do bardzo wysokiego wodospadu – wycieczka przez dżunglę pod górę to okazała się niezłą wyrypą, zwł. że od dwóch miesięcy prawie w ogóle nie chodzimy. Ale kąpiel w zimnej słodkiej wodzie pod wodospadem była super nagroda!

07.05. Dziś (piątek) przed południem przenieśliśmy się do innej zatoczki, Omoa, 5 mil dalej (poz. 10 30,6 S; 138 41,4 W): w Vierges Bay stało 18 jachtów, był tłok i na dodatek bardzo uciążliwy silny wiatr spadowy. W Omoa wiatr znacznie słabszy, stoimy sami, zaraz zaoferowano nam bojkę, miejscowość – śliczna, czyściutka, jakaś Szwajcaria na Morzach Południowych, w starannie utrzymanych przydomowych ogródkach pełno pięknych, egzotycznych kwiatów i owoców, ludzie życzliwi, oferują nam od razu fantastyczne owoce, których tu pełno.
W planie kolejne wyspy Markizów: mówią, ze Markizy to najpiękniejsze wyspy świata! Zobaczymy! Pozdrawiamy, Asia i Alek

Markizy
10.05.10

Mantra jest już po odprawie na wyspie HIVA OA. Na razie wsuwają francuskie bagietki i owoce tropikalne. Pozdrowienia, Kaz B.

Również przedstawiamy relację otrzymaną bezpośrednio od Asi i Alka.

10.05. Wiemy już, jak się przyrządza owoce drzewa chlebowego (breadfruit): można jeść na surowo, smakują jak krem śmietankowy, można pokroić w plastry i smażyć krotko na oliwie – smakują jak słodkie racuchy jabłkowe, tylko nie trzeba dodawać jabłek; można pokroić w paski i smażyć dłużej, posolić, i smakują jak frytki i pewnie jest jeszcze mnóstwo innych receptur. Ważące po 2 kg owoce chlebowca, a także inne owoce, jak ogromne pomelo (wielkie grapefruity, tez po ok 1,5 kg każdy) dostaliśmy na Fatu Hiva, w Omoa: na tej wyspie nie ma nawet bankomatów (ATM), więc, skoro nie mogliśmy nic kupić, to ludzie dali nam po prostu ogromne ilości tych owoców; mango i limonki zbiera się po prostu pod przydrożnymi drzewami, jak jabłka w Polsce.

W niedzielę 9.05. rano wyszliśmy jednak z Omoa, i po 6 godz. żeglugi dopłynęliśmy do Hiva Oa: to centrum administracyjne Markizów, tu dziś rano zrobiliśmy odprawę. Stoi się w bardzo spokojnej zatoczce, bardzo sympatyczne miejsce, sama miejscowość Autona to już kawałek miasteczka, kilka supermarketów, drogo jak cholera, tylko bagietki tanie, dotowane przez Paryż, po 0,5 Euro/szt. Tak więc żarliśmy dziś ogromne ilości mango, a na deser bagietki z francuskim serem… Pozdrawiamy, Asia i Alek

Markizy
13.05.10

13.05., g.1330 LT (14.05. 0000 UT), poz. 09 10,4 S; 139 47,0 W. Płyniemy z Hiva Oa na Nuku Hiva. Wczoraj opuściliśmy zatokę Autona i na noc poszliśmy do innej zatoki, Hanamenu, w północnej części wyspy: jakaż zmiana krajobrazu! Północne wybrzeże, narażone na palące słońce od północy, wygląda jak wyspy greckie: suche i skaliste. Zatoczka bardzo głęboko wchodząca w głąb lądu, ma po obu stronach pionową kamienną ścianę, wysoka na 50m, bez śladu roślinności. Wygląda to jak mury obronne jakiejś megalitycznej fortecy. W głębi zatoczki, plaza z czarnego wulkanicznego piasku i gaj palm kokosowych – a za gajem, znów pionowa wyschnięta ściana.

Od przybycia na Markizy, niemal jedynym naszym pożywieniem są fantastyczne lokalne owoce, niemal w większości otrzymywane od miejscowej, bardzo przyjacielskiej ludności (wielkie pomelo i breadfruit, banany prosto z drzewa, które smakują zupełnie inaczej niż te z supermarketu), czy mango, zbierane pod przydrożnymi drzewami. Ponieważ jednak wędkarskie ambicje naszej załogi, póki co, nie zostały zwieńczone sukcesem, na targu w Autona kupiliśmy kawał świeżego tuńczyka, samo mięsko: cena $8/1kg! mimo, że w ogóle to na Francuskiej Polinezji jest horrendalnie drogo. Tuńczyka częściowo zrobiliśmy i zjedliśmy natychmiast wg przepisu Kazia Bilyka: Tuńczyk (filet z okolic kręgosłupa, bordowe mięsko ) na surowo pokrojony w kosteczkę z cebulką i zalany sojowym sosem lub pół na pół sokiem z cytryny i pomarańczą , doprawiony pieprzem i solą to przysmak nad przysmaki (musi postać w salaterce pod ściereczką ze dwie godziny), pozostałą część zrobiliśmy wg przepisu poznanego na kotwicowisku: pokrojone na centymetrowej grubości kotlety marynuje się przez ok. 1 godz. w soku z cytryny z sosem sojowym i czosnkiem; potem na rozgrzanej oliwie smaży po 4 sekundy z każdej strony. Oba przepisy – PYCHA! Pozdrawiamy, Asia i Alek

Markizy
15.05.10

14.05., g. 1400 LT = 15.05., 0000 UT; wczoraj wieczorem rzuciliśmy kotwice w zatoce Taiohae na Nuku Hiva; dziś rano opuściliśmy Taiohae i idziemy do następnej zatoki, Hatiheu, na północy wyspy. Krajobraz coraz bardziej dziki, poszarpane grzbiety górskie schodzące wprost do morza licznymi zatokami/fiordami, niesłychanie to malownicze, chociaż te wyspy na północy Markizów są bardziej surowe, górskie, nawet pustynne, jednak mniej malownicze niż Fatu Hiva, gdzie góry pokryte były bujną dżunglą. Chcemy jeszcze zobaczyć parę zatoczek na Nuku Hiva, a potem dalej, na Tuamotu. W ogóle, Markizy to wyspy wulkaniczne, wystające wprost z morza góry wysokie na ok.1000m, bardzo ciekawa jest zarówno linia brzegowa, pełną zatoczek i wysepek, jak i liczne poszarpane, grzebieniaste grzbiety górskie.

Polinezja Francuska, której częścią są Markizy, to 5 archipelagów podporządkowanych Francji. Walutą są Franki Pacyficzne (1 Euro = 120PF). Tutejsza ludność, Polinezyjczycy, przybyli na te wyspy na środku Pacyfiku ok. 4 tys. lat temu, z Azji Południowo-wschodniej i Indonezji. Byli chyba najlepszymi żeglarzami świata: przybyli tu celowo, planując podróż, z całymi rodzinami, zwierzętami domowymi i nasionami roślin: przybyli tu właśnie po to, by tu się osiedlić. Tysiące mil przez pustkowia oceanu pokonali na wielkich, dwu-kadłubowych łodziach żaglowo-wiosłowych. W historycznych czasach, ok. roku 1200 AD, Polinezyjczycy siedmioma takimi łodziami wypłynęli z obecnych Wysp Cooka by zasiedlić Nową Zelandię – resztki tych łodzi można było do niedawna tam podziwiać. Jeszcze do niedawna Polinezyjczycy uprawiali rytualny kanibalizm: wielu misjonarzy w poł. XIXw skończyło jako danie główne na przyjęciu u wodza wioski. Dziś są bardzo religijni, a na każdej wyspie panuje inna denominacja chrześcijańska – w zależności od tego, jacy misjonarze byli po której stronie stołu. Równocześnie, Polinezyjczycy są niesłychanie przyjacielskim i gościnnym ludem – piszą o tym pierwsi europejscy przybysze, m.in. kpt. J. Cook – potwierdzamy to ochoczo także i my dzisiaj.

Pierwsi Europejscy żeglarze na tych wyspach, Hiszpanie w XVI w., zostawili za sobą masę trupów. Dużo przyjaźniejsze, obustronne więzi nawiązali żeglarze francuscy i angielscy, przybyli tu w poł. XVIIw: to po pobycie na Tahiti i nawiązaniu bardzo zażyłych kontaktów z miejscowymi kobietami, wybuchł najsłynniejszy bunt morski na świecie, bunt na „Bounty”. Najsłynniejsze i najwięcej wnoszące w naszą wiedzę o Pacyfiku były wszakże 3 podróże kapitana J. Cooka (w l. 1769 – 1778). W latach od 1840 do końca wieku XIX Francuzi, różnymi podstępnymi sposobami, pozbawili Polinezyjczyków niepodległości i zaanektowali 5 archipelagów, tworzących dziś Francuską Polinezję.

To tyle mądrości. A, Nb., 3000mil z Galapagos na Markizy pokonaliśmy w 22 dni – tu, na Markizach spotkaliśmy większe jachty, po ponad 40f, które płynęły dłużej niż my. Brawo, Mantra! Ściskamy Wszystkich serdecznie, Asia i Alek

Markizy
19.05.10

18.05., g.1700 LT (19.05., 0300 UT) poz.09 29,7S, 140 39,7 W. Dzis o 7. rano podnieśliśmy kotwice w prześlicznej, wyglądającej jak wysokogórskie jezioro zatoce Hakaui na Nuku Hiva (poz.08 56,6 S, 140 09,8W). Wczoraj byliśmy u stop jednego z trzech najwyższych na świecie wodospadów: 600m spadku, położony w wąwozie o pionowych ścianach wznoszących się na 1000m. A na dole, orzeźwiającą kąpiel w zimnej, górskiej wodzie. W niedzielę wieczorem na plaży było wielkie przyjecie z udziałem załóg kilkunastu jachtów, z ogromną ilością wielkich, lokalnych krabów (nałapanych przez Alexa i Rossa, dwóch sympatycznych młodych Amerykanów z Indiany – matki Polki), i z pieczonymi w ognisku jak ziemniaki owocami chlebowca. Wcześniej, odwiedziliśmy parę urokliwych zatoczek na północy Nuku Hiva (Anaho Bay, bardzo piękna). No rzeczywiście, podobało nam się na Markizach. Oprócz niedzielnych krabów, właściwie cały czas żywiliśmy się lokalnymi owocami w ogromnych ilościach: breadfruit, wielkie pomelo, banany, mango, które leżą pod drzewami i nikt ich nie zbiera, tylko żywią się nimi lokalne psy i kury.

Teraz kierunek na inny archipelag Francuskiej Polinezji, Tuamotu. Zupełnie inny w charakterze: o ile Markizy to były wysokie góry pochodzenia wulkanicznego, to Tuamotu to ledwo wystające z wody koralowe atole. Nawigacyjnie, są jednak znacznie trudniejsze, z uwagi na trudne, wąskie wejścia z silnym prądem i ryzykowne kotwiczenie (na rafie koralowej). Wiatr słaby, 8-9w, morze gładkie, płyniemy „na motyla” 4,5w.
Do zobaczenia! Asia i Alek

Pacyfik
20.05.10

19.05.,g.1600 LT = 20.05. g. 0200 UT, poz.10 26,5 S; 141 32,2 W. Płyniemy na Tuamotu, już ok. 360 mil, płyniemy wolno, średnia 4 w, bo slaby wiatr 10w. Za nami, jak się dowiedzieliśmy, płynie bliźniacza MantraANIA, a na niej znani nam bardzo fajni młodzi ludzie, Marta i Dawid, właśnie opuścili Kanał Panamski i płyną na Galapagos. Będą płynąć naszą trasą i spróbują nas dogonić. Wyruszyli z Wenezueli, gdzie Marta Sziłajtis zostawiła MantręANIA rok temu, po zakończeniu jej samotnego rejsu dookoła świata.

Teraz jeszcze o polinezyjskiej sztuce: Najpowszechniej znanym przykładem polinezyjskiej sztuki i dawnej religii są tiki – kamienne rzeźby, przedstawiające postać ludzką. Tak naprawdę, to najstarsze tiki przedstawiały postaci bogów i opiekuńczych duchów przodków (czyli, po naszemu, świętych?), dopiero znacznie bardziej nam współczesne tiki zaczęły przedstawiać także ludzi, (w tym m.in. żeglarzy na łodziach, bardzo ciekawe). Tiki, stare oraz te bardziej nam współczesne, spotyka się na wszystkich wyspach Polinezji. My pełno tiki, starych i nowych, widzieliśmy na Nuku Hiva. Najbardziej znane i spektakularne są tiki z Wyspy Wielkanocnej, zwanych tam moai, (która także była zamieszkana przez Polinezyjczyków). I chociaż są one wyjątkowo monumentalne (gdzie indziej tiki na ogół są mniejsze od człowieka), i stawiają wiele nierozwiązanych zagadek, są przejawem tej samej kultury, co tiki na innych wyspach Polinezji. Tiki przedstawiają na ogół całą postać człowieka, jednak głowa jest nadnaturalnie wielka, stąd często sprawiają wrażenie portretu. Nienaturalnie wielkie, okrągłe oczy – jakby okulary, wielkie uszy – jakby ze słuchawkami, czy ogromne usta (z mikrofonami?) dały asumpt znanemu fantasmologowi von Danikenowi to postawienia wielce wątpliwej tezy, jakoby tiki były wyobrażeniem przybyszów z Kosmosu (w hełmach, takich jakie noszą astronauci).

Chociaż nie, źle piszę, najbardziej popularnym w naszej kulturze przejawem sztuki polinezyjskiej są tatuaże: zwyczaj tatuowania ciała pochodzi właśnie z Polinezji (angielskie słowo tatoo to słowo polinezyjskie; inne słowo polinezyjskie to tabu). Pierwszym białym, który zrobił sobie tatuaż, był przyrodnik z wyprawy kpt. Cooka, Joseph Banks. Tatuowanych (ale w inne wzory, niż te popularne w Warszawie czy N.Jorku, ładniejsze) mężczyzn i kobiety widzimy tu na co dzień, faktycznie, prawie każdy Polinezyjczyk nosi(?) tatoo. Widzieliśmy, że kilku żeglarzy także wytatuowało się na Markizach.
Pozdrawiamy, nietatuowani A&A

Pacyfik
22.05.10

22.05., 1200 LT = 2200UT, poz. 13 31,0 S; 145 12 W. Płyniemy powoli w kierunku atolów archipelagu Tuamotu, powoli, bo wiatr słaby, nawet poniżej 8w, nawet lekka Mantra na takim wietrze nie popłynie, więc wspomagamy się silnikiem. Upał, nawet woda bardzo ciepła, bierzemy kąpiele i mycie głowy w słonej ale ciepłej oceanicznej wodzie, efekt bardzo OK. Minionej nocy na samym szczycie masztu usiadł nam głuptak, wielkie ptaszysko, wielkości albatrosa, ładne (po ang. gannet, albo booby). Nie mamy nic przeciwko zwierzątkom na jachcie, namawialiśmy go aby usiadł na rufie albo na koszu dziobowym, ale on uparł się na top masztu. Podczas Asi samotnego rejsu taki głuptak raz jechał z Asią przez całą noc, ale na koszu rufowym, to OK. A ten na maszcie. Baliśmy się, że nam uszkodzi instrumenty umieszczone na topie, wiec musieliśmy go odgonić: ile my nawrzeszczeliśmy się, nahałasowaliśmy, skakaliśmy pod masztem – a on nic, tylko się gapił, głuptak jakiś… w końcu jednak odleciał. Pozdrawiamy, A&A

Tuamotu
23.05.10

23.05., poz. 14 32,2 S; 146 21,4 W. Stoimy na kotwicy wewnątrz atolu Ahe. Wejście, czyli wąziutkie, szerokie na niecały kabel przejście przez przesmyk w rafie koralowej, ale doskonale płynie się na C-mapie. Wchodziliśmy rano, dokładnie tak, jak radzi locja: godzinę przed niską wodą, kiedy nie ma silnego prądu – tak kombinowaliśmy, żeby tak właśnie przypłynąć pod atol. Stoimy na kotwicy tuz przed wioska, wokół rafa koralowa, można snorkelować z maską i fajką, woda ma na pewno ponad 30 st. C. Kolorowe rybki są nawet przy plaży przed wioską, gdzie dobija się pontonem. Miejscowi ludzie żyją z hodowli pereł. Cała elektryczność w wiosce pochodzi z energii słonecznej, każdy domek ma przydomowy zestaw paneli, a wioska małą elektrownię słoneczną.

A głuptak wcale nie taki głuptak: przedwczoraj pisaliśmy o tym ptaku, który chciał z nami jechać na maszcie, skąd go odgoniliśmy w trosce o instrumenty na topie masztu: ale wczoraj przed nocą głuptak znowu przyleciał i usiadł tym razem na dziobie, tak jak pisaliśmy do Was, ze tam to chętnie go widzimy: no i jak widać, przeczytał maila, zrozumiał, posłuchał i jechał tak z nami całą noc, siedząc na koszu dziobowym. Miał czerwone łapy, z błoną jak kaczka, niebieskie oczy i dziób tez niebieski. Odleciał o 06:30 rano, tuz przed naszym wejściem w atol. Więc, nie taki on głuptak… Pozdrawiamy, Asia i Alek

Tuamotu
25.05.10

25.05., g. 1600 LT, poz. 14 29,0 S; 146 25,9 W. Uff, udało się! Nie jest łatwo podnieść kotwicę (ręcznie!), rzuconą na rafie! Staliśmy 3 dni w atolu koralowym Ahe, wiatr słaby, ale jednak się zmieniał, kotwica rzucona była wprawdzie na czysty grunt, ale obracając owinęła się o jakiś koral. Ale, dzięki manewrom jachtem, udało się łańcuch odwinąć, i ok. g. 1500LT opuściliśmy atol Ahe. Teraz, kierunek na następny atol na Tuamotu, Rangiroa.

Atol Ahe jest szczególnie urokliwy, bo nie „zepsuty” jeszcze przez turystów: byliśmy tu jedynym jachtem, co od dawna nam się nie zdarzyło. Woda przejrzysta, i bardzo, ale to bardzo ciepła: i z tego to zapewne powodu, koral jest od dawna martwy, biały – za to, ciepła woda znakomicie służy hodowli pereł. Na wąskim pasku lądu na atolu zabawne jest to, że cała ziemia, na której rosną niezbyt obficie drzewa i palmy, jest biała: to po prostu piasek z pokruszonej rafy. Woda spokojna, tafla gładka, jakby jakieś jezioro w środku lasu – bo zewnętrzna rafa skutecznie osłania wnętrze atolu od fali. Staliśmy bardzo blisko przystani dla łódek, które na atolu robią za samochody (atol składa się z kilkunastu zamieszkałych wysepek, pomiędzy którymi komunikacja jest tylko wodą). Kotwiczyliśmy na wprost centrum wioski, z kościołem, z którego dobiegały zupełnie różne od naszych, bardzo fajne śpiewy z okazji wczorajszego Święta Asuncion (po pol. Zielone Świątki). Ludzie bardzo sympatyczni i przyjaźni, dziś na śniadanie dostaliśmy za free 2 rybki, grupery, super!
Pozdrawiamy, przy okazji najlepsze życzenia wszystkim Matkom, Asia&Alek

Pacyfik
26.05.10

26.05., g. 1600 (27.05. 0200 UT), poz.15 22,5 S;148 10,4 W. Zmiana planów, nie wchodzimy na Rangiroa: cały czas wieje silny wiatr, SE 22w, morze się bardzo rozbujało, doszliśmy do wniosku, ze wchodzenie w tych warunkach wąskie przejście w atolu z silnym prądem jest niepotrzebnym ryzykiem, zwł. że ten akurat atol jest bardzo skomercjalizowany, a taki, tylko podobno najpiękniejszy na świecie, mamy mieć na Bora-Bora. Więc bajdewindem, z założonymi refami, płyniemy teraz prosto i szybko, na Papeete, Tahiti.
Pozdrawiamy, Asia&Alek

Papeete
29.05.10

29.05., od czwartku stoimy w Papeete, Tahiti, na bojce przed marina, poz.17 35,3 S; 149 36,9 W. Weszliśmy o północy, najpierw do kei przy bulwarze w centrum miasta. Przymierzamy się do cumowania w stylu śródziemnomorskim, czyli z mooringami i rufą do kei, a tu patrzymy, kto podaje nam mooringi: nasz dobry już znajomy, Adam Domański z amerykańskiego jachtu William T. Piquet, z którymi szliśmy przez Kanał Panamski! Rano przechodzimy z centrum miasta i idziemy do mariny – ale, to nie takie proste! To chyba jedyne miejsce na świecie, gdzie droga wodna (tor wodny) krzyżuje się z … drogą lotniczą! Obok toru wodnego jest lotnisko, i schodzące do lądowania samoloty mogłyby zawadzić o twój maszt – trzeba więc negocjować przejście na VHF, musieliśmy czekać, aż wielki Boeing przejdzie nam przed dziobem i wyląduje. Uff! udało się!

Wbrew narzekaniom na Papeete, które słyszeliśmy od szeregu osób, jesteśmy pod urokiem tego miasta, i tej wyspy: czyściutko, porządnie, zadbane, mnóstwo kwiatów i zieleni, ludzie życzliwi i zawsze uśmiechnięci. I na dodatek – całkiem niedrogo, również wbrew powszechnej opinii ze na Francuskiej Polinezji jest potwornie drogo: ceny w Carrefour w Papeete są bardzo podobne do cen tego supermarketu w Warszawie, a nawet taniej: można dostać świeżego tuńczyka, samo mięsko, $7/kg. Odprawa poszła szybko i sprawnie, na dodatek dostaliśmy kwit na paliwo po cenach duty free, czyli taniej niż w PL.

Stoimy na skraju rafy, można snorkelować prosto z jachtu. Wyspa Tahiti, to wyspa typu atol, ale „młody” atol, więc wokół jest rafa, ale sama wyspa jest wulkaniczna, gęsto porośnięta bujną zielenią – jak wyspy Markizów. Snorkelujemy więc na rafie, a na powierzchni przed naszymi oczami wznoszą się wysokie, poszarpane grzbiety górskie. Planujemy tu postać jeszcze w niedziele, a w poniedziałek płyniemy na odległą o 15 mil wyspę Moorea, z podobno najpiękniejszą na Pacyfiku Zatoką Cooka. Pozdrawiamy, Asia i Alek

Haapiti Bay – Moorea
31.05.10

31.05. poz. 17 34,297S; 149 52,083 W, Haapiti Bay, Moorea. 3 godziny drogi od Tahiti, dotarliśmy tu dziś po południu. Jesteśmy ciągle pod wrażeniem Tahiti i Papeete. W piątek przestawiliśmy się na zakotwiczoną na środku rafy koło Marina Taina boję, opuszczoną właśnie przez naszych nowo poznanych znajomych z N. Zelandii. Boja ( poz. 17 35,496 S; 149 36,996 W, miejska, bezpłatna; ale boja z mariny tez niedrogo: $28/tydz.). Wokół nas i pod nami rafa, żywa, kolorowa, wystarczy zejść z łódki i podziwiać kolorowe rybki, a nawet widzieliśmy wielkiego żółwia! kotwicowisko w Marina Taina doskonałe, pięknie położone; dosłownie 5min. do Carrefour, gdzie można dostać świeżego tuńczyka, samo mięsko, $7/kg. Uwielbiamy po polinezyjsku, tzw. ia ota, albo ota ika, po fr. poisson cru, czyli surowa marynowana w cytrynie ryba w mleczku kokosowym: pokrojone na 1cm sześciany rybę, posolona do smaku, przez godzinę trzymamy w soku wyciśniętym z kilku cytryn/limonek. Potem dodajemy pokrojony ogórek, cienko pokrojona w plasterki cebule (koniecznie), ew. pomidorki i cienkie strużynki marchewki, dodajemy pieprzu do smaku, polewamy wszystko mleczkiem kokosowym (najprościej, puszka 200g na do 0,5kg ryby), posypujemy zielonym (kolendra, szczypiorek lub pietruszka) – i pałaszujemy! Pycha!

Papeete to czyściutkie, zadbane miasto, udało nam się obejrzeć fantastyczne widowisko: na środku placu na przybrzeżnym bulwarze, ponad setka lokalnych ślicznych dziewczyn tańczyła polinezyjski taniec bioder, robiąc to, w stylu aerobic, w ramach jakiegoś dobroczynnego maratonu: setka kręcących się kuperków, to jest to! (Taniec, uznany przez misjonarzy za „wyuzdany”, został zakazany przez kościoły – teraz, naturalnie, jest turystyczną atrakcją).

Zat. Haapiti śliczna, to podobno jedno z najlepszych miejsc na świecie do surfowania. My nie surfujemy, ale surfują nasi nowi Nowozelandzcy przyjaciele, którzy nam tę zaciszną zatoczkę z wielką falą przybojową na rafie pokazali. Moorea, to, podobnie jak Tahiti, „młody” atol: zewnątrz otoczony barierą rafy koralowej, ale wewnątrz znajduje się jeszcze nie zapadnięta wulkaniczna wyspa, ze stromymi zboczami gęsto porośniętymi bujnym tropikalnym lasem. A&A

 

 

 


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com