Zatoka Cooka – Moorea
02.06.2010
02.06., g. 1550 LT, poz.17 30,3 S, 149 49,3 W: stoimy w zatoce Cooka, na Moorea. Przed południem opuściliśmy Zat. Haapiti, i żeglując wokół wyspy Moorea, w odl. ze 3 kable po zewnętrznej stronie rafy, dotarliśmy do Zatoki Cooka. To podobno jedna z najwspanialszych zatok na świecie – rzeczywiście, jest tu pięknie, ale, naszym zdaniem, Haapiti jest jeszcze piękniejsza. Przeurocza Zat. Haapiti na Moorea, gdzie staliśmy przez 2 dni, to podobno jedno z najlepszych miejsc na świecie do surfowania na rafie: rzeczywiście, na fali i w wiosce sporo surferów (w tym nawet z Hawaii!), ale z jachtów tylko my i nasi znajomi, Don i Kim, Kanadyjczycy z N. Zelandii, którzy nam tę zatoczkę pokazali (oni surfują, my nie, ale wycieczka do wioski lub w góry czy snorkelowanie na rafie to dla nas ciągle wielka frajda). Don i Kim od kilkunastu lat mieszkają na swoim 11,5-metrowym jachcie Gloria Maris; najpierw w Vancouver, Kanada, a od paru lat w Nowej Zelandii. Co parę lat wyruszają na Polinezję, na pół roku, surfować na rafach. Na jachcie mają piec do pieczenia chleba, a nawet produkują własne, wyśmienite piwo – dokładnie takie, jakie sam robiłem podczas zamieszkiwania w Australii. Zaliczamy ich do KPAA (Klub Przyjaciół Asi i Alka): Don, na swojej liczącej 60 lat maszynie poszył nam naszego mocno już sfatygowanego i reperowanego łatkami grota. Kupiliśmy tu, w Paopao, ok. kilogramowy kawałek marlina, prosto od rybaka który go właśnie ćwiartował, za 200 Pacyfików (ok.$3!) I właśnie robimy ita ota. Malo! Asia&Alek
Pacyfik
04.06.10
04.06., g.1830, poz. 17 26,6 S, 149 52,1 W. Właśnie opuściliśmy Zat. Cooka, i płyniemy na kolejną wyspę archipelagu Towarzystwa, Huahine. Zat. Cooka rzeczywiście jest piękna, i okolice też: wczoraj byliśmy w górach, 7 godzin tam i z powrotem, najpierw drogą przez wioskę, potem przez plantację ananasów, potem w górę przez las sosnowy (tak, tak, sosnowy, chociaż te sosny inne niż w PL), potem jeszcze bardziej stromo, ścieżką jak dla kóz przez mokrą dżunglę (tzw. rainforest), i wreszcie, ze szczytu góry widać było jak na dłoni prześliczne 2 zatoki: Cooka, i sąsiednia Oponohu. Wyrypa niezła, 7 godzin łażenia po górach, ale warto było, bo widok super, a i sama trasa bardzo ciekawa. Dziś (sobota), od rana snorkelujemy na najładniejszej chyba rafie w Polinezji: bardzo kolorowa, żywa, mnóstwo kolorowych rybek. Samo miasteczko Pao Pao (fajna nazwa, prawda?) bardzo rozwinięte turystycznie, trochę za bardzo, jak na nasze życzenia, ale wcale się nie dziwimy, inni też chcą spędzać wakacje w tak pięknym miejscu. Za to, pełno tu słodziutkich ananasów, prosto z krzaka, niemal za bezcen. No i jak wszędzie na Francuskiej Polinezji, świeże pyszne bagietki za mniej niż pół dolara (dotowane przez metropolię).
Wieczorem podnieśliśmy kotwicę, by popłynąć na kolejną wyspę: Huahine. Też podobno piękna, i nie tak rozwinięta turystycznie, co wolimy.Adieu, Asia&Alek
Pacyfik
07.06.10
07.06., g. 0400 LT, poz. 16 41,6S, 151 05,1 W. Dziś opuściliśmy malowniczą wyspę Huahine, gdzie staliśmy przez weekend, i idziemy na Bora Bora – to ponoć najpiękniejsza wyspa Polinezji. Huahine, śliczny porcik na wyspie-atolu, jak wszystkie Wyspy Towarzystwa. Ciekawe jest tu to, że do zewnętrznej rafy, otaczającej niesłychanie rozczłonkowaną, jak fiord, wyspę, można dojść prawie piechotą, i stać po kolana tuż przed potężnym przybojem: od zewnątrz przez rafę wali potężna, wyjąca fala, rozbijająca się na rafie, a po stronie wewnętrznej spokój, i zaciszne kotwicowisko. Po Bora Bora opuszczamy „Europę” (czyli Francuskie Terytorium Zamorskie, Polinezja Francuska) i idziemy na Cook Is. Jednak miło być w Europie, nawet na Pacyfiku: dzięki temu, nie musieliśmy (jak np. Amerykanie) płacić kaucji, gwarantującej, że opuścimy „Francję” (czyli Strefę Schengen).
Ça va! Asia&Alek
Bora Bora
09.06.10
09.06., 1800 LT, poz. 16 31,948 S, 151 42,502 W: stoimy na kotwicy w jednym z najpiękniejszych chyba miejsc na świecie, na Bora Bora, na spokojnej wodzie na głębokości 5m, gdzie widać na 15m, a w zależności od głębokości kolor wody zmienia się od lazurowego po turkusowy. W zasięgu dinghy plaża z białym, koralowym piaskiem, palmami i rafa do snorkelowania. I jeszcze wokoło pływają raje. Raj! Siedzimy w kokpicie, już nie jest tak gorąco jak w dzień, i jemy nasze ulubione danie, spaghetti z oliwkami i suszonymi pomidorami, popijając czerwonym winem (francuskim, oczywiście, chociaż wolelibyśmy australijskie czy argentyńskie, no ale w końcu jesteśmy we „Francji”). Siedzimy w tym raju, i zastanawiamy się nad kosztami naszego rejsu – i wychodzi nam, że jest zdecydowanie taniej, niż gdybyśmy w tym czasie mieszkali w Warszawie. Oczywiście, w głównej mierze dzięki uprzejmości konstruktora i budowniczego tej wspanialej łódki, Andrzeja Armińskiego, który udostępnił nam jacht nieodpłatnie, na zasadzie „delivery”: mamy dostarczyć Mantrę ASIA” z Florydy, gdzie została po Asi samotnym rejsie, do Europy. A decyzje, jaką trasą i ile nam to czasu zajmie, pozostawił nam.
Życie, jedzenie kosztuje wszędzie – tyle, że wszędzie tu jest taniej, czasami znacznie taniej, niż w Polsce czy w Europie, nawet na uznawanej za najdroższą Polinezji Francuskiej ceny w supermarketach w Papeete czy na Bora Bora są na poziomie cen w supermarketach w Polsce (nie mówiąc już o super tu tanich lokalnych produktach, jak bagietki, ryby i owoce). Na paliwo w Polsce wydalibyśmy znacznie więcej, jeżdżąc codziennie autem, bo i więcej byśmy go zużywali, i ceny paliwa nawet na Tahiti są znacznie niższe niż w PL. Postoje na kotwicy nic nie kosztują, z mariny na razie nie korzystaliśmy, a w Warszawie na pewno byłyby jeszcze liczne dodatkowe koszta, choćby na przyjemności typu kino czy teatr. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że jeszcze możemy nieźle dostać w „d…” (jak to było zaraz po wyjściu z Florydy), no ale przecież to są właśnie koszta i uroki żeglowania – chociaż na pewno wolelibyśmy cały czas taki raj, jak tutaj. No i jeszcze na dodatek okazuje się, że jest to pewna forma oszczędzania…
Pozdrawiamy oszczędnie, Asia & Alek
Pacyfik
11.06.10
11.06., 1600 LT ( 12.06. 0200 UT), poz.16 33,1W, 151 52,8S. Opuściliśmy Bora Bora i Francuską Polinezję, i żeglujemy teraz z wiatrem 10 – 12w z tyłu na Rarotonga (Wyspy Cooka) – odl. 530 mil. Bora Bora fantastyczna, z lagunami z super przejrzysta woda – ale też to najbardziej turystycznie rozbudowana wyspa Polinezji: mimo to, turystów nie widać za dużo, ani infrastruktura turystyczna nie razi. Zamiast betonowych hoteli, nad lagunami stoją drewniane zgrabne domki z dachami plecionymi z liści palmy kokosowej. Pływa trochę jachtów czarterowych – dowiedzieliśmy się, że nawet Polacy tu przylatują i czarterują, a w miejscowym Yacht Clubie wisi polska flaga. Zauważyliśmy niezwykły zwyczaj u Polinezyjczyków: przed domkiem, na wysokości werandy gdzie spędza się większość dnia, stoją… grobowce przodków! Niektóre bardzo okazałe, przykryte daszkiem (bo tu jednak upal nie do zniesienia). Widać wyraźnie, że Polinezyjczycy chętnie spędzają czas z przodkami, są oni obecni w ich codziennym życiu. Dawniej były to kamienne figury tiki – teraz, są to nowe, wykładane kafelkami europejskie w stylu betonowe grobowce.
Pozdrawiamy, A&A
Pacyfik
13.06.10
Jeszcze trochę praktycznych porad re. Markizy:
Markizy: z Galapagos najpierw trzeba płynąć na Fatu Hiva, Vierges Bay. Na kotwicowiska wszędzie na Markizach najlepiej wchodzić w dzień, bo wszędzie dużo jachtów i często nieoświetlone. C-map jest tu OK, pokazuje dokładnie, jak wchodzić i gdzie stawać. W Vierges Bay jest pięknie, ale b. silny spadowy wiatr, uwaga na kotwicę. Na brzeg pontonem, dobry porcik dla pontonu i bezpiecznie można zostawić. Woda pyszna za free, tam też można zrobić pranie na brzegu (na innych wyspach Markizów też woda OK).Wycieczka do wodospadu przez dżunglę to MUST, chociaż bardzo trudna po 3 tyg. w morzu, ok. 1,5 g. drogi w każdą stronę, ale kąpiel pod wodospadem super nagroda. Idzie się z portu główną drogą coraz ostrzej pod górę, super widoki, potem skręca w brązową drogę w lewo – najlepiej zapytać robotników drogowych. Na FH nie ma bankomatu, więc nie będziecie mieli forsy. (Waluta, 1 Pacific Franc = ok. Euro 20). Dobrze na wymianę robią kosmetyki, ciemne okulary, klapki. Odprawa na Hiva Oa, w Autona. Kotwicowisko niewielkie, stoi się obowiązkowo na dwóch kotwicach (z dziobu i z rufy), jak wszyscy. Lądowanie dla pontonu lepsze z lewej strony (na slipie dla sportowych proa) od miejsca gdzie lądują wszyscy i jest ciasno. Woda z prysznicem i miejscem na pranie przy lądowisku. Do miasteczka ok. 2km, ale można łapać okazję. Gandarmerie od g.9 rano, odprawa łatwa szybka i free. W w/end odprawy nie ma. Koło poczty bankomat. Z centrum koło żandarmerii iść dalej drogą lekko w prawo, tam jest kilka dużych sklepów (magasin), bagietki 64PF, ale tylko rano, inne rzeczy sprowadzane drogie, lokalne piwo zimne i b. dobre, PF340/0,5l puszka, lub 260 + 60PF zastaw butelka (lepsza opcja, a butelkę trzymać na wymianę na cały okres pobytu we Fr. Polinezji). Przed Police stoi kobieta przy aucie z lodówką i sprzedaje tanio świeżego tuńczyka (800PF/kg). W miasteczku liczne mangowce w miejscach publicznych, można zbierać owoce spadłe z drzewa. Na Nuku Hiva, są 2 przepiękne zatoczki do kotwiczenia: Anaho Bay na północy, i tam trzeba najpierw, ale dość trudna żegluga wzdłuż E coast, bo zawsze stroma, poszarpana fala, trzeba silnikować; z Anaho można ścieżką przez dżunglę i góry przejść do wioski Haitheu, 1 godz. w każdą stronę, tam sklepik, ale Zat. Haitheu nie ma lądowiska dla pontonu. Z Anaho płynie się w dół na południe (10mil pod wiatr) do Zat. Hakaui (wodospad, super, łatwo dostępny, piękna plaża, dużo jachtów. Po drodze do wodospadu idziecie przez wioskę, tam można naprawdę tanio dużo owoców, banany i pomelo. Żeby iść do wodospadu, trzeba pontonem wejść w rzeczkę. Wszędzie dobre kotwiczenie, ale na ok. 12m +, bliżej brzegów, gdzie płyciej, nie kotwiczyć, bo UWAGA rafa koralowa i można zaczepić łańcuchem, ale OK do snorkelowania. Na Nuku Hiva nie warto wchodzić do głównego miasteczka, Taiohae. Jeśli nie macie czasu na obie zatoki na Nuku Hiva, to Hakuai jest fajniejsza.
Pozdro,Asia i Alek
Pacyfik
13.06.10
13.06., 1500 LT (14.06., 0100 UT), poz. 18 06,7 S, 154 14,0 W. Żeglujemy bardzo powoli, bo słabe wiatry, i głównie na silniku, z Bora Bora na Wyspy Cooka, dokąd mamy jeszcze ok. 360 mil, czyli, jeśli wiatr się nie poprawi, to ze 3 dni żeglugi. Cook Is. to też Polinezja, ale dla nas ma tę dodatkową atrakcję, że tam mówi się po angielsku, a nie po fr., którego to języka nie znamy. Dziś na obiad też tuńczyk, ale tym razem z puszki, niestety… Ponieważ jest spokojnie i nic się nie dzieje, to przy okazji trochę praktycznych info nt. Francuskiej Polinezji dla tych, którzy by chcieli w nasze ślady kiedyś popłynąć:
Na Bora Bora koniecznie! Są bojki przed Yacht Clubem 16 29,3 S 151 45,6 W( 2000PF 1sza doba, potem po 1000PF=ok. $12), skąd 3 km do miasteczka Vaitape po zakupy, są tam 2 duże supermarkety z niskimi cenami. Można w samym Vaitape stanąć przy głównej, betonowej kei, ale tylko na chwile, 2 godz. Można, jeśli wejdziecie do BB w nocy (a nie chcecie płacić za bojkę w YC), torem wodnym pójść na N na kotwice poz. ok. 16 27,4 W 151 45,3 W, ok. 5m głębokości, ale uwaga, stanąć za torem, po którym lecą latające katamarany (hydroplany) na lotnisko. A koniecznie trzeba popłynąć torem wodnym na N, ale UWAGA TYLKO TOREM! aż do poz. 16 31,9 S 151 42,5, do S końca wyspy Motu Piti Aau, gdzie rzucacie kotwicę na 5m piasku, i jest super laguna jak w raju!
Tahiti: Papeete koniecznie, bardzo sympatyczne, czyściutkie miasteczko, tanie supermarkety, można wchodzić w nocy, wejście łatwe, dobrze oznakowane, chociaż nieco różni się od C-mapa, staje się przy kei w centrum miasta (tyłem do kei, z dziobu są mooringi, jak na Adriatyku). Rano robi się odprawę (godz. 9 – 14, w weekendy nieczynne), koniecznie na WEJŚCIE i WYJŚCIE, i bierze pozwolenie na zakup paliwa bezcłowo – wtedy paliwo jest baaaardzo tanio). Po odprawie opuszczamy keję, wtedy się nie płaci za postój, normalnie potwornie drogi). Idziemy do Marina Taina, blisko, za lotniskiem (ale UWAGA! Trzeba przez UKFkę zapytać, czy można przejść, żeby wam lądujący samolot nie zawadził o maszt!, bo to jest skrzyżowanie drogi wodnej i drogi lotniczej!), kotwicowisko przed Yacht Clubem zatłoczone, kotwiczenie na 14m + (UWAGA:tam, gdzie są korale, nie wolno kotwiczyć na głębokościach płytszych niż 12m, bo można kotwicą lub łańcuchem zawadzić o koralową głowę, i wtedy można stracić kotwice). Jak będziecie mieli szczęście, to może uda się wam złapać boję: klubowe (z literka C na boji) są za $28/tydzień, jest parę miejskich boi (bez żadnej literki) za free, my na takiej staliśmy na poz. 17 35,496S, 149 36,996W, na skraju rafy, UWAGA, następna obok niej boja jest już za płytko!)Dobry snorkelikng na rafie! W Marina Taina przed wyjściem bierzemy paliwo (bezcłowo z papierem z odprawy); z mariny 5 min piechota do Carrefoura, tam ceny jak w Warszawie w Carrefourze, kawałki pysznego tuńczyka Thongue Blanc 600PF=$7/kg!), można jechać do Papeete busem za 130PF (czyli ok. 1 Euro, przystanek/pętla naprzeciwko Carrefoura). Inne Wyspy Towarzystwa do zobaczenia, to Zat. Cooka na Moorea, Huahine (Zat. Fare, lepsze niz Moorea), i Bora Bora. Atole Tuamotu: atol Tangaroa, wbrew temu, co piszą niektóre źródła, jest dostępny dla jachtów, nasi znajomi tam byli. Atol Ahe, gdzie my byliśmy, łatwe wejście/wyjście w odpowiednich porach, zgadza się z C-mapem, potem od wejścia do miasteczka torem wodnym (nie ma na C-mapie), bardzo dobrze prowadzi, można rzucić kotwę tuż przed betonową keją niemal w centrum miasteczka (na końcu toru wodnego, 14 32,2990 S 146 21,469 W, ale UWAGA, są tam kamienie i głowy koralowe, o które może zahaczyć kotwica/łańcuch, widać je w dobrym słońcu przez wodę. Nic specjalnego tam nie ma, ale można pozbierać muszle perłowe, leżą ich całe stosy pod palmami, najlepiej pójść pod chałupkę już na drugiej motu (wysepce)w lewo od betonowej kei.
Ale snorkelowanie na rafie we Fr. Polinezji najlepsze jest u wejścia do Zat. Cooka, Moorea (17 28,9 S 149 48,8 S, tam jest boja, ale można też na kotwicy). Aloha, Asia i Alek
Pacyfik
14.06.10
Nasza poz. 14.06. g. 1800 LT = 15.06. g. 0400UT: 19 11,5 S; 156 07 W. Cisza kompletna, od wczesnego rana ZERO wiatru, nil, nic! Od ponad 2óch dni żeglujemy na silniku, wczoraj jeszcze wiało 3 – 5w, dziś nic. Żadne z nas nie widziało chyba nigdy tak gładkiego morza: w lustrze wody odbijają się nieliczne chmurki, gdy mała rybka na chwilę wynurzy pyszczek, widać na wodzie świecące kręgi. Płyniemy z Bora Bora na Wyspy Cooka (Rarotonga, Palmerstone), dokąd mamy jeszcze ok. 240 mil, czyli, jeśli wiatr się nie poprawi, to ze 2 dni żeglugi. Pozdrawiamy upalnie (bo upal bez wiatru szczególnie doskwiera). Asia i Alek
Pacyfik
15.06.10
15.06., g. 1400 LT (16.06. g. 0000 UT), poz. 19 55,3S; 157 25,7 W. Cisza trwała cala noc, kompletna cisza – i było pięknie: wszędzie wokół gwiazdy, „gwiazdy nade mną, i gwiazdy pode mną. A Siła Moralna we mnie” – Kant musiał żeglować po takim jak my tej nocy oceanie, musiał zobaczyć i poczuć to piękno wszechświata, żeby dojść do tej swojej konkluzji o odpowiedzialności i sile Człowieka – Człowieka, bez boga (ale to, oczywiście, moja dzisiejsza interpretacja, pod wrażeniem tego nieba – Kant, jak wiadomo, w życiu nie ruszył się ze swojego miasta, Królewca, lub Kőnigsberg’a). Miliardy niezwykle jasno świecących na przeczystym niebie gwiazd, i te same miliardy odbijające się w lustrze gładkiej tafli wody oceanu, lekko tylko zmarszczonej naszym świecącym kilwaterem i świecącymi odkosami dziobowymi ( bo morze właśnie „kwitnie”, i się świeci). Hans von Trier, w filmie Zentropa, pokazuje taką właśnie scenę, która wydawała mi się naiwnie nierealna – aż dopóki sam tego tej nocy nie doświadczyłem. Cisza nie musi być dla żeglarza przekleństwem. Cisza też jest piękna, i bywa wspaniałym doświadczeniem. Nie zawsze trzeba gnać z wiatrem do przodu. Dziś trochę wieje, coraz więcej, ale wciąż za mało, by postawić żagle – kolejny wiec dzień żeglujemy na silniku.
W końcu, pod wieczór przyszedł wiatr, W 8-10w, postawiliśmy żagle i bajdewindem żeglujemy z prędkością ok. 4 w. Pozdrawiamy, A&A
Rarotonga
20.06.10
20.06., poz. 21 11,5 S; 159 47,1 W. Od czwartku 17go rano stoimy w Avatiu, porcie głównej wyspy archipelagu i państwa Wyspy Cooka – Rarotonga (albo Raro, jak zwą swoją wyspę tubylcy). Po paru dniach ciszy, ostatnia dobę żeglowaliśmy z wiatrem 22 węzły wiejącym prosto w dziob! AŻ TRUDNO UWIERZYĆ, ALE JEST TU JESZCZE PIĘKNIEJ I CIEKAWIEJ NIŻ NA FRANCUSKIEJ POLINEZJI! NA DODATEK, NIECO TANIEJ – NO I, CO WAŻNE, TU MÓWI SIĘ PO ANGIELSKU, A ZATEM MOŻNA SIĘ DOGADAĆ ZE WSZYSTKIMI, CO JEST OGROMNYM PLUSEM po miesiącu bycia niemotą w krajach francuskojęzycznych.
Wyspy Cooka, do r. 1965 należące do N. Zelandii, mimo ze to tez Polinezja i tubylcy to tacy sami Polinezyjczycy jak ci w FP, bardziej przypominają N.Zelandię czy Australię, niż Tahiti czy Bora Bora. Nie tylko nam – także innym stojącym tu żeglarzom Cook Is bardziej się podobają niż FP. Czysto tu, schludnie, wszystko wydaje się dobrze zorganizowane. Raro nazywana jest Szwajcarią Pacyfiku. To pewnie jednak wpływy kultury anglosaskiej, jednak wyraźnie innej niż francuska. Cook Is nadal pozostają pod ogromnym wpływem Nowej Zelandii, obowiązują tu dolary Nowozelandzkie, a obywatele Wysp Cooka są równocześnie automatycznie obywatelami N. Zelandii. Budynki rządowe wyglądają niezbyt okazale (i słusznie…): siedziba parlamentu jest dawny hotel robotniczy…
To właśnie stąd, z Wysp Cooka, w 1350r. wyruszyły wielkie pirogi, wiozące do Nowej Zelandii pierwszych ludzi, którzy tam zamieszkali. Nowozelandzcy Maorysi właśnie z W. Cooka pochodzą – zresztą, Polinezyjczycy z Cook Is nazywają siebie Maorysami właśnie. Raro, to górzysta, wulkanicznego pochodzenia wyspa, ze zboczami pokrytymi bujna dżungla oraz licznymi polami uprawnymi, na których mieszkańcy hodują zarówno lokalne owoce i warzywa (papaja, awokado, pomarańcze, taro, maniok), jak i np. ogórki czy pomidory. Rolnictwo tutaj jest wyraźnie dobrze zorganizowane. Główną wyspę otacza rafa koralowa, ale bardzo jeszcze słabo uformowana; rafa niemal nie wystaje ponad powierzchnie wody, co powoduje, że wewnątrz rafy, choćby w porcie gdzie stoimy, nie jest jednak tak spokojnie jak na klasycznych atolach. Tu gdzie stoimy, w porcie po wewnętrznej stronie rafy, wieje od dwóch dni 7 st. B, i szkwali, i wszyscy mają tu kłopoty z kotwicą – tak wzburzona jest woda w porcie. Odbyliśmy fantastyczna wycieczkę rowerami dookoła wyspy (34km obwodu, wyspę otacza biała plaża z piaskiem pochodzenia koralowego), byliśmy wczoraj na niezwykle ciekawym lokalnym targu, gdzie sprzedają zarówno owoce i warzywa, jak i dzieła sztuki lokalnej i czarne perły (na Cook Is hoduje się perły), są stoiska z lokalnym pysznym i niedrogim jedzeniem, a także występują miejscowe zespoły muzyczno-taneczne (z przepięknymi dziewczynami, wykonującymi taniec bioder, nader erotyczny, i z bardzo przystojnymi młodzieńcami). Dziś, w niedzielę, byliśmy w miejscowym kościele: jak ci Maorysi fantastycznie śpiewają! cały kościół a capella, ale jak! Robimy dziś także trochę rutynowych prac na jachcie, jak wymiana oleju. Jutro planujemy przejść w poprzek wyspy, przez góry – to podobno MUST! – ok. 14km, zajmuje to ok. 5 godzin (góry!), powrót autobusem. Naprawdę, jesteśmy Rarotonga bardziej zauroczeni, niż Markizami czy Tahiti! Pozdro, A&A
Rarotonga
21.06.10
21.06. Ciągle na Rarotonga. Zimno tu, bo tu zima – wieczorem trzeba zakładać kurtkę! Tak chłodno nie mieliśmy od Florydy, gdy przez pierwszy tydzień rejsu wkładaliśmy po kilka warstw odzieży. Wieje tu od dwóch dni 30 węzłów i jest 4-5metrowa fala, wszystkie jachty w porcie bujają się jak kaczki na wodzie. Stoi się na kotwicy z dziobu i cumy z rufy do kei – ciągle kolejne jachty poprawiają się na kotwicy, którą wloką, i jachty wpadają na siebie. U nas OK, mimo że sąsiad z lewej wpadł na nas i zgiął nam sztyce relingu (ale bardzo ładnie się zachował, oferował nowa sztyce i pomoc, i w ogóle to super fajna 5-osobowa holenderska rodzina z trójką dzieci, która od 5 lat żegluje dookoła świata). Dziś byliśmy w dżungli, 5 godzin w jedną stronę, powrót na szczęście autobusem. Dżungla na Raro jest najpiękniejsza! To nasza 4ta czy 5ta dżungla i wyprawa w głąb lądu w dżunglę w góry: TA TUTAJ JEST CIEKAWSZA, BARDZIEJ DZIKA NIŻ TE NA MARKIZACH CZY WYSPACH TOWARZYSTWA – A Z DRUGIEJ STRONY, DOSKONALE PRZYGOTOWANA I OZNAKOWANA, tak, że mimo że czasami szliśmy po wąskiej na pół metra górskiej grani, czując się jak kozica – to nigdy nie mieliśmy wątpliwości, gdzie iść, podczas gdy na Francuskiej Polinezji wszystko jest na żywioł, niby trasa jest, ale tak źle oznakowana, że czasem się gubiliśmy. Pozdrawiamy, A&A
Pacyfik
21.06.10
21.06.,1400 LT (0000 UT), poz. 21 11,4 S; 160 09,2 W. Dziś rano opuściliśmy Rarotonga, i żeglujemy w kierunku Tonga (do Nuku’Alofa na Tongatapu, dokąd mamy ok. 820mil). Wieje ESE 22w, w porywach 27w,z wiatrem z tylu na 3cim refie i foku „na motyla” pędzimy czasami nawet 9 – 10w, średnia ponad 6w; fala 3-5m, ale długa i z tylu, wiec nie tak źle, Mantra ASIA sprawuje się bardzo dzielnie. Dużo ręcznego sterowania. Chłodno – zeszliśmy już dość daleko na południe, tu teraz panuje zima, na Raro pod wieczór trzeba było zakładać kurteczki i spać pod śpiworkiem.
Na Raro ogromnie nam się podobało, wyspa w sensownych proporcjach pełna dzikiej przyrody, i cywilizowana, np. w gęstej dżungli jak są wyznaczone ścieżki dla turystów, to są one na bieżąco doskonale utrzymane. Miasteczka na tej wyspie przypominają N. Zelandię (której częścią Wyspy Cooka były do niedawna); autobusy jeżdżą z dokładnością co do minuty (podczas gdy na Fr. Polinezji przyjeżdżały kiedy chciały, albo w ogóle nie przyjeżdżały jak nie chciało się kierowcy). Drogo, niestety, nawet drożej niż na słynnej z wysokich cen Fr. Polinezji (najtaniej było w Papeete) – ale np. wypożyczenie rowerów tanio, NZ$8/doba. Dość marne stanie w porcie, gdzie podczas naszego tam pobytu wiało ESE 25-30w i wchodziła duża fala; stało się z dziobu na kotwicy rufa do betonowej ściany wysokiej keji; bujało strasznie, co chwila któryś jacht musiał poprawiać się na kotwicy, która puszczała. Na Raro są 3 rzeczy MUST i SUPER, i wszystkie wykonaliśmy: 1. objechać wyspę rowerami (34km obwodu), częściowo drogą wzdłuż wybrzeża, gdzie przeważają turyści, częściowo pod górami, przez tubylcze wioski; 2. przejść w poprzek wyspy przez góry pokryte gęstą dżunglą – 5 godzin „wyrypy”, ale warto, powrót autobusem/autostopem; 3. w sobotę rano pójść na targ w Avatiu. Warto też w niedzielę pójść na mszę do kościoła (dowolnej denominacji) i posłuchać, jak fantastycznie Polinezyjczycy śpiewają (to samo można usłyszeć na Fr. Polinezji).
Ale żal opuszczać Raro: spotkaliśmy tu parę Anglików: po podróży dookoła świata właśnie Raro wybrali na miejsce stałego osiedlenia, bo tu, uznali, jest najfajniej. See U there, A&A
Pacyfik
25.06.10
25.06. Brrr! od wyjścia z Rarotonga ciągle to samo: wieje ESE 20-24 węzły, cały dzień wokoło ciężkie, czarne chmurzyska, z których co chwila leje i szkwali do 29w (czyli, 6-7 st. B), do tego duża fala, która nas „wozi” i rzuca. Trzeci dzień żeglujemy na samym grocie z 3cim refem, jedziemy z prędkością 5+ węzłów. Autopilot w tych warunkach kiepsko sobie radzi, ciągle go trzeba korygować, dużo ręcznego sterowania. Bardzo ładne są za to w tych warunkach wschody i zachody słońca, które przebija się przez czarne chmurzyska i barwi morze na fioletowo, oraz pojawiające się co chwila fantastyczne tęcze, często dosłownie 2 duże fale za naszą rufą. Na wielkim oceanie pusto, czasami pojawia się nad nami ptak zwany faeton (przypominam, tak nazywał się woźnica rydwanu boga Słońca Heliosa): biały, podobny do mewy, tylko z bardzo długim, cieniutkim, „mysim” ogonkiem. Latają tuż nad masztem, przekrzywiając główki i wyraźnie nam się przyglądając. Chłodno: na wachtę trzeba ubierać rajstopy i 2 koszulki pod sztormiak, za dnia wystarczy 1 koszulka i sztormiak. Nasza poz. 25.06., g. 1400LT (czyli 0000 Universal Time): poz. 21 14,5 S, 164 20,4 W. Do Tonga jeszcze 600 mil.
Podążająca naszym śladem bliźniaczka jachtu mantraASIA, mantraANIA, dotarła 23.06. do Fatu Hiva (tam nie ma zimy…), po (chyba) 24 dniach żeglugi z Galapagos (my zrobiliśmy te 3000 mil w 22 dni, oba czasy bardzo dobre), brawo, Andrzej Armiński i jego konstrukcja, jacht mantra28: jak się zorientowaliśmy, w takim czasie te trasę robią jachty 40-stopowe, które teoretycznie powinny być szybsze od naszego „maleństwa”). Na mantrzeANIA (na której w 2008/2009 Marta Sziłajtis opłynęła samotnie dookoła świata w niecały rok, ale z zawijaniem do portów, nie, jak Asia, non-stop) żegluje młoda, bardzo sympatyczna para Marta i Dawid. Wyruszyli późno z Wenezueli (gdzie jacht pozostał po rejsie Marty Szilajtis), w połowie kwietnia, z Panamy wyszli 17.05., i płyną teraz w nasze ślady, starając się odwiedzać polecane przez nas najpiękniejsze miejsca na świecie. Mają zamiar nas dogonić, co, niestety, odbędzie się kosztem omijania szeregu pięknych wysp i skracania pobytu na innych. Powinni nas dogonić w Darwin, Australia, gdzie planujemy nieco dłuższy postój techniczny. Z Darwin płynęlibyśmy dalej razem, równolegle, tak jak obie mantry płynęły w ich pierwszym kółku dookoła świata, w dwuosobowych kobiecych regatach dookoła świata. Teraz, oba dzielne jachty, wybudowane w 2005r., kręcą już ich trzecie wokółziemskie kółko. Ahoj! A&A
Pacyfik
28.06.10
28.06., 2200 LT ( 0800 UT), poz. 21 14,7 s, 171 08,4W. Do Tonga ok. 200 mil. Po 4ech dniach silnego wiatru, uspokoiło się aż zanadto: od wczoraj żeglujemy z wiatrem ENE 11-12w, na motyla, albo, jak teraz w nocy, na silniku przy wietrze poniżej 7w. W sobotę w nocy, obserwowaliśmy tutaj częściowe zaćmienie Księżyca (ok. 50%); przy czystym, gwiaździstym niebie i księżycu w pełni, było to bardzo wyraziste i wyglądało fajnie. A już za ok. 2 tyg.11.07., czeka nas tutaj całkowite zaćmienie Słońca! Pozdro, A&A
Pacyfik
28.06.10
28.06., 2200 LT ( 0800 UT), poz. 21 14,7 s, 171 08,4W. Do Tonga ok. 200 mil. Po 4ech dniach silnego wiatru, uspokoiło się aż zanadto: od wczoraj żeglujemy z wiatrem ENE 11-12w, na motyla, albo, jak teraz w nocy, na silniku przy wietrze poniżej 7w. w sobotę w nocy, obserwowaliśmy tutaj częściowe zaćmienie Księżyca (ok. 50%); przy czystym, gwiaździstym niebie i księżycu w pełni, było to bardzo wyraziste i wyglądało fajnie. A już za ok. 2 tyg.11.07., czeka nas tutaj całkowite zaćmienie Słońca! Pozdro, A&A
Tonga
30.06.10
30.06., godz. 2000 czasu jachtowego (tj. polinezyjskiego, czasu Cook Is.: UT -10) = 01.07. g.0600 UT = 01.07. g. 1900 Tonga Time (UT +13). Nasza poz. o godz.2000 w środę 30go czerwca, czyli o g.1900 w czwartek 1go lipca: 21 07,8 S, 174 33,7 W. Czyli, już jesteśmy w Tonga – w ciągu jednej chwili przenieśliśmy się o jeden dzień do przodu. Do stolicy Tonga, Nuku’alofa, jeszcze ok.25 mil – wchodzić powinniśmy za ok. 6 godzin.
A skoro już jesteśmy w Tonga – to może trochę o tym kraju.
Królestwo Tonga jest jedynym państwem na Pacyfiku, które nigdy nie straciło niepodległości, nie wpadło pod jarzmo żadnego kolonialnego imperium. Brytyjczycy mieli jednak zawsze w Tonga silne wpływy – konstytucje Tonga, wraz z królem Tupou I, napisał w r. 1875 angielski misjonarz Shirley Baker, wzorując ją na systemie brytyjskim. Baker został potem pierwszym premierem królestwa – jednak, gdy zerwał z Londynem, Anglicy przysłali kanonierkę, która zabrała z powrotem do Anglii niepokornego premiera niezależnego państwa! Tongijczycy są Polinezyjczykami, byli bardzo wojowniczymi plemionami, na swoich wielkich bojowych katamaranach wyruszali na długie wyprawy i podbijali sąsiednie wyspy. Na Tonga, archipelagu składającym się z 170 wysp, obok tongijskiej wersji polinezyjskiego, wszyscy mówią po angielsku.
Kpt. J. Cook podczas jednej ze swoich podróży, zauroczony gościnnością Tongijczyków, nazwał ten archipelag Friendly Islands (Wyspy Szczęśliwe): Cook nie wiedział, że to na Tonga właśnie miał zostać zjedzony… Do imprezy, na której miał być głównym daniem nie doszło, bowiem wodzowie tongijskich plemion pokłócili się (zapewne o podział smakowitych kąsków…). Jednak zamiar skonsumowania kpt. Cooka wcale nie zmienia jego słusznej oceny mieszkańców Tonga i słuszności nazwy Wyspy Szczęśliwe: kpt. Cook miał zostać zjedzony nie z głodu przecież, a jako dowód… uznania! – wodzowie, po skonsumowaniu kapitana, mieli bowiem posiąść jego cechy, które, jak widać, bardzo sobie cenili. Zresztą, kanibalizm kwitł na wszystkich wyspach Polinezji jeszcze 100 lat temu (niektórzy mówią, że gdzie-niegdzie do dzisiaj jada się ludzinę), nie z powodu głodu, lecz pobudek religijnych: wierzono, że po zjedzeniu wroga konsument posiądzie jego pozytywne cechy. Ten kanibalizm nie zmienia faktu, ze Polinezyjczycy byli, i są, najbardziej sympatycznym, przyjacielskim, życzliwym i uczciwym narodem, jaki poznałem. Najmniej egoistyczni, najmniej nastawieni na zysk za każdą cenę. I są chyba najbardziej szczęśliwi.
Chociaż Tonga leży na ok. 174-175 stopniu długości W, czyli ok. 6 st. od Międzynarodowej Linii Zmiany Daty (180st.), to Tongijczycy właśnie, obok mieszkańców dalekiej Syberii, jako pierwsi na świecie witają nowy dzień: linia zmiany daty została bowiem na wysokości Tonga tak wygięta na wschód, by objąć swym zasięgiem cale państwo. W ten sposób czas Tonga (i tylko Tonga!) to UT + 13 godz. W ten sposób, gdy w Europie jest południe, to na Tonga jest godz. 1300 – ale następnego dnia! Uff! podobno odmłodnieliśmy właśnie o 1 dzień wskutek tej operacji z czasem, ale już czuje się potwornie zmęczony tymi obliczeniami!… Pozdrawiamy, coraz młodsi A&A
0 komentarzy