Malediwy
01.02.11
Piraci
01.02. Ciągle na kotwicy na Uligam, Malediwy. Przed nami teraz najtrudniejsza decyzja – i, niezależnie od dokonanego wyboru- najtrudniejszy odcinek naszego rejsu. Powód: piraci na M. Arabskim. Jest tu ok. 30 jachtów, i wszyscy nie wiemy, co robić. Bardzo niedobre info nt. piratów,którzy znacznie ostatnio rozszerzyli akwen swojej działalności – i teraz nie da się nie przepływać przez ten akwen. Obszar ataków obejmuje teraz prawie cały północny O.Indyjski (wraz z Arabian Sea), aż do wybrzeży Indii (przedtem była to tylko Zat. Adeńska). Wzrosła także wielokrotnie liczba ataków. Piraci robią sobie bazy z zajętych dużych statków, mają dostęp do wszelkich info, są bardzo operatywni (atakują za pomocą wypuszczanych z Mother Ships (czyli, ze statku-bazy) speed boats robiących 30w. Zagrożenie zrobiło się tak duże, że wiele jachtów rozważa trasę wokół Południowej Afryki – ale to byłoby możliwe dopiero przyszłym sezonie. Nie wiemy jeszcze, co zrobimy. Jest tu ok. 30 jachtów, i wszyscy nie wiemy, co robić. Codziennie przypływają nowe jachty, ale nikt nie wypływa. Na akwenie, przez który musielibyśmy płynąc, było w ostatnich 2 tyg. 28 prób porwań – dużych statków, ale 23.12 porwali także jacht z Południowej Afryki: AKTUALNA CENA ZA PORWANĄ PARĘ: $10m! Przed nami najtrudniejsze decyzje tego rejsu. Wszyscy chcemy płynąć – ale też wszyscy boimy się piratów. NATO, ani żadne obecne tu Navy, nie dają żadnej ochrony – tylko informacje. Nie wiemy jeszcze, co zrobimy.
Asia i Alek
Malediwy
03.02.11
Piraci
03.02., my ciągle na Malediwach. Ponad 30 jachtów stoi tutaj (wśród nich właśnie przybyły inny polski jacht, Alexander, 29ft, z Olkiem i Władzią na pokładzie) i nie wiemy co robić, z uwagi na wzmożoną aktywność piratów, którzy rozszerzyli swoją działalność na obszar całego Morza Arabskiego, czyli tam, gdzie i my musimy iść. Każda decyzja jest obarczona ryzykiem. My najpewniej popłyniemy do przodu, w sporym konwoju, który tu właśnie formujemy. Konwój będzie w kontakcie z aliantami patrolującymi ten akwen, i mamy im przesyłać naszą pozycję możliwie często. Myślimy wychodzić zaraz po niedzieli. Oczywiście, konwój nie daje gwarancji absolutnego bezpieczeństwa, ale opinia jest, wg staropolskiego powiedzenia: kupą, Mości panowie, kupy nikt nie ruszy. Oby!
Trzymajcie za nas kciuki! A&A
Morze Arabskie
07.02.11
A konwój płynie!
07.02. Wyszliśmy w poniedziałek rano w konwoju, zgodnie z planem. My wszyscy tu teraz bardzo jesteśmy jednak przejęci sprawą przepłynięcia przez ten okropny zapiraczony akwen, samo płynięcie w konwoju, gdy X jachtów płynie w odl. 0,5 – 1 mili od siebie, w nocy bez świateł, jest okropnie trudne i wymaga nieustannej koncentracji uwagi. Dla bezpieczeństwa, wyłączamy też urządzenia radarowe, w sumie – ma nas nie być widać, ani słychać, ale to ma także negatywne strony, jako że nie widzą nas też inne „czyste” statki na bardzo ruchliwej trasie morskiej. Dla bezpieczeństwa, ograniczamy także do minimum ilość wysyłanych informacji/maili/telefonów etc., które mogłyby zdradzić naszą pozycję – wiec i maile z korespondencjami będą krótkie i rzadkie, i niezbyt z konieczności ciekawe. Nie będzie też aktualnych pozycji. Będziemy natomiast wysyłać codzienne raporty z nasza pozycja do alianckich sil zbrojnych w rejonie (NATO, USA, UN, same światowe potęgi – i wszyscy oni są bezsilni!), niestety, jak sami mówią, w razie czego (odpukać!) oni nic nie mogą zrobić jak tylko monitorować sytuacje!!!! W pogotowiu trzymamy też włączony telefon satelitarny. Trasa długa, ok. 1700 mil, czyli ok. 2 tyg. żeglugi. Nie będzie łatwo!
Trzymajcie za nas kciuki, żeglarze i przyjaciele! Asia i Alek.
Morze Arabskie
09.02.11
A konwój płynie!
09.02. A konwój płynie! Sofa sogut (czyli, so far so good, w Bislama)! Płyniemy w konwoju Ptaszek Morski, X jachtów, przez pokryte piratami Morze Arabskie. Ale gdzie jesteśmy, jaką trasą i dokąd płyniemy – nie powiemy: top secret! Zgodnie z instrukcją alianckich organizacji monitorujących sytuację w regionie (UKMTO i MSCHOA). Nawet nazwy jachtów, jak i inne dane niezbędne do komunikowania się w grupie, są okryte tajemnica. Jachty płyną w odl. ok. ćwierć mili od siebie, w zwartej formacji. W dzień, gdy trenujemy szyk bojowy, odległości miedzy jachtami zmniejszamy do 20-30 metrów. W nocy płyniemy bez świateł nawigacyjnych, a odległości między jachtami zwiększamy do 0,25 – 0,5 mili. Słabe światła na rufie niosą tylko 3 jachty: najwolniejszy, prowadzący stawkę jacht „Tiger 1” (sympatyczny Austriak, samotnik, na pięknym staroświeckim keczu), ostatni jacht w grupie Tygrysa, oraz lider następnej grupy, Grupy Ptaków Drapieżnych, Eagle Lead, czyli my. Utrzymanie się w zwartej grupie wymaga sporo uwagi i nieustannej koncentracji; nie ma mowy o herbatkach podczas wacht nocnych. Każdy jacht jednak dzielnie trzyma się swojego miejsca w stawce. Mamy także opracowane inne środki ewentualnej obrony, również zgodnie z instrukcja organizacji monitorujących sytuacje: właśnie, monitorujących, a nie interweniujących. Liczne okręty największych potęg światowych biernie przyglądają się, jak somalijscy watażkowie napadają na statki, i tylko raportują o „incydentach”! Komuś na takiej sytuacji musi zależeć, i to komuś bardzo potężnemu: przecież to niemożliwe, żeby niepiśmienni piraci byli sami, ktoś im dostarcza superszybkich nowoczesnych łodzi rozwijających do 30 węzłów, nowoczesnej broni maszynowej, ktoś negocjuje okup z rządami państw i wielkimi armatorami! Kto? Mówi się, że służby specjalne jakiegoś mocarstwa, którego statki jakoś, jak dotąd, nie były atakowane… Jak porwali saudyjski statek, na którym był amerykański kapitan, to odstawiali kapitana na ląd w szalupie. Kapitanowi nic się nie stało, piraci za swój błąd zapłacili życiem. U nas w konwoju atmosfera dobra, pozytywna. Warunki pogodowe OK, wiatr NE 6 – 15w, czyli czasem trzeba silnikować. Średnia prędkość grupy ok. 5,5w. Minionej doby zrobiliśmy 130 mil.
Ahoj! Asia i Alek PS. Podziękowania dla Wszystkich, którzy napisali, ze trzymają za nas kciuki!
Morze Arabskie
12.02.11
Konwój dzień 6-ty
12.02. nadal w konwoju przez Morze Arabskie, 6-ty już dzień. Wypatrujemy delfinów – całe ich tu liczne stada; wypatrujemy też piratów – tych widzieć wcale nie chcemy! Wiatry słabe i coraz bardziej z tyłu, co dobrze dla nas. W konwoju płynie się wolniej, niż samemu: robimy tylko po ok. 110 mil dziennie. My, choć najmniejsi, jak się okazuje, wcale nie jesteśmy najwolniejsi: na silniku tak, ale gdy mamy wiatr z tylu, należymy do najszybszych jachtów w konwoju! Żegluga w konwoju jest trudna, wymaga nieustającej uwagi – to całkiem nowe doświadczenie żeglarskie. Nie jest tu nudno, o nie! Jest to tez zjawisko bardzo towarzyskie – wszyscy tu to bardzo fajni i ciekawi ludzie. Cały czas trwają pogawędki na UHFce. Wszyscy tu to tez bardzo dobrzy żeglarze – jednak ciągle dzieją się przedziwne rzeczy i manewry, związane z nowym dla wszystkich wyzwaniem, jakim jest konieczność utrzymania kursu, prędkości i pozycji w bliskiej odległości od siebie. Szczególna aktywność panuje nocą, gdy w ciemności nie widzimy się, a jesteśmy bardzo blisko siebie: pomagają wtedy ci z radarem (na odbiór tylko!). Dwa dni po nas z Uligam wyszedł następny konwój, 4 bardzo szybkie katamarany; właśnie przegoniły nas tej nocy. A na Malediwach szereg najbardziej spanikowanych jachtów zdecydowało się płynąć do Europy… na statku.
[Nie zainteresowanych szczegółami technicznymi konwoju pozdrawiamy już teraz, Asia i Alek]
Konwój jachtów jest to pewna forma obrony przed ew. piratów. Żeby był to konwój skuteczny, musi spełniać wiele warunków:
1. płyną jachty o podobnej prędkości;
2. mały konwój, to 5-6 jachtów; duży (jak nasz) do 10 jachtów, wtedy w dwóch grupach, ale w formacjach płynących bardzo blisko siebie;
3. prędkość konwoju, to prędkość najwolniejszego jachtu w konwoju, który płynie jako pierwszy i decyduje o prędkości całej formacji: TO PODSTAWOWA ZASADA, KTÓRA MUSI BYĆ USTALONA I ZAAKCEPTOWANA PRZEZ WSZYSTKICH NA SAMYM POCZĄTKU! Konieczne jest commitment ze strony większych i szybszych jachtów, że będą zwalniać do lidera;
4. absolutnie konieczne jest w drodze utrzymanie przez wszystkich swojej pozycji w konwoju i ustalonej prędkości i kursu (zwł. nocą);
5. Odległości między jachtami w dzień ok. 0,25 mili, w nocy 0,5nm.
6. W nocy płyniemy bez świateł. Słabe światła na rufie nosi tylko lider; jeśli są 2 grupy, to także ostatni jacht w pierwszej grupie i pierwszy w drugiej;
- VHF cały czas włączone na Low Power, kanały zmieniane codziennie wg wcześniejszych ustaleń; RADAR i system AIS tylko na ODBIÓR.8. Przed wyruszeniem trzeba ustalić (i konsekwentnie, bez zmian i dyskusji realizować): trasę, kursy, Way Point’y (co 100 mil), porty docelowe – i wszystko to zaszyfrować (np. WP Alpha). NIGDY nie podawać otwartym tekstem jakiejkolwiek pozycji, lecz np. 73,4 mile od WP Alpha;
9. komunikacja ze światem zewnętrznym: wyznaczony jacht; przekazuje codzienny raport o pozycji całego konwoju do organizacji monitorujących sytuację w rejonie (UKMTO) wg wzorców na ich stronie;
10. Metody obrony przed ew. atakiem:1. ścieśnienie formacji do odległości 25-30 metrów między jachtami; 2. WSZYSTKIE Epirby uruchamiamy!!!;3. zewnętrzne jachty wyrzucają długie liny do wody, żeby unieruchomić propelery napastników; 4. Natychmiastowy telefon satelitarny do centrum monitorującego (UKMTO)
Żegluga w konwoju, podobnie jak współpraca nie znających się wcześniej ludzi, jest trudna. Kluczowe słowo, to: CIERPLIWOŚĆ, ale i domaganie się poszanowania przyjętych zobowiązań; zawsze będą ludzie, którzy będą chcieli płynąć szybciej (bo mogą), będą chcieli zmieniać ustalone pozycje i reguły. Cierpliwość, i konsekwencja w realizacji ustaleń. Sposoby formowania i prowadzenia konwojów w tym rejonie są b. dobrze i fachowo opracowane przez prywatne firmy organizujące płatne konwoje czy tzw. rally (np. Blue Water Rally), jednak informacje te są przez te firmy utrzymywane w ścisłej tajemnicy i wyciągać je trzeba od uczestników tych konwojów. Wielu z nich, na szczęście, dzieli się swoimi doświadczeniami, twierdząc, że przede wszystkim są żeglarzami i bezpieczeństwo innych jachtów są dla nich podstawowa zasada, a nie zyski prywatnych firm.
Ahoj, żeglarze! A&A
Morze Arabskie
14.02.11
Konwój dzień 8-my
14.02., 8-my dzień w konwoju. Znów piękna żegluga, w bajdewindzie 12w; tego kursu Mantra ASIA nie lubi, a jednak prezentuje się doskonale, budząc tu duży podziw. Wchodzimy właśnie w ostatnio najbardziej zagrożony atakami piratów akwen. Równocześnie jest to akwen, gdzie przecinać będziemy ruchliwe szlaki żeglugowe, także nocą, bez świateł… Przed nami 300 mil żeglugi po tym akwenie. Trochę nas zmroziła otrzymana wczoraj wieczorem informacja, ze 2 dni temu na tym właśnie akwenie porwany został duży statek, który teraz służy piratom jako statek-baza, i płynie kursem, który przecina się z naszym kursem. Wczorajszego ranka wielki okręt wojenny przypłynął skądś, okrążył nas i odpłynął. Którejś nocy widzieliśmy helikopter nad głowami. Wczoraj w nocy widzieliśmy na radarze wielki statek handlowy; gdy zbliżył się na odl. 6 mil, przepłynął koło nas po ciemku, bez świateł… bał się nas, nie wiedział, co to może być ta grupa X punkcików na ekranie: tak tu się pływa…
Mimo jednak całego napięcia i koncentracji, jest miejsce na zabawę, jest sporo dobrej żeglugi i żeglarskiej frajdy: wczoraj przy wietrze połówkowym 8 węzłów i gładkim morzu przez dobre pół dnia zrobiliśmy sobie regaty na spinakerach. Oczywiście, porzuciliśmy dotychczasowe zasady, a więc swoje miejsca w szyku i zapomnieliśmy o utrzymywaniu jednakowej prędkości. Było super! Oprócz konwojów, płyną też pojedyncze jachty: sami płyną Olek i Władzia na polskim jachcie Alexander (34ft). Wyszli z Uligam wtedy, gdy my – jednak nie podłączyli się do naszego konwoju, bo są za wolni: oni z założenia płyną z maksymalną prędkością 4,5 węzła – podczas gdy nasz konwój gromadzi jachty ze średnią prędkością 5,5 – 6,5 w. Pojedynczo płynie też parę innych łódek. Wcześniej, płynący sam duży amerykański jacht Convergence (typu Freedom, z takielunkiem jak deska widsurfingowa) dotarł już do M.Czerwonego.
Pozdrawiamy, Asia i Alek
Morze Arabskie
15.02.11
Konwój dzień 9-ty
15.02. 9-ty już dzień płyniemy w konwoju. Żegluga spokojna, mimo że drugi już dzień płyniemy po akwenie najbardziej na naszej trasie zagrożonym piratami. Płyniemy ciągle razem, nie pogubiliśmy się, nie powpadali na siebie w nocy i – o dziwo! – nie pokłócili się! W końcu, to przecież grupa dwudziestu paru nie znających się przedtem ludzi o różnych temperamentach, od luzaka Szwajcara Jean Cloude’a po perfekcjonistkę Asię, wszyscy wystawieni na ciężką próbę, ciągłe napięcie i stres, a równocześnie konieczność współpracy. Żegluga piękna, ale jesteśmy jednak w ciągłym stresie, zwł. gdy odbieramy codzienne informacje o kolejnych atakach. Porwany 3 dni temu w naszym rejonie statek przeciął już nas kurs i zmierza w kierunku Somalii, ale są kolejne meldunki o atakach. Pocieszamy się, że jak dotąd piraci na tym akwenie nie porywali jachtów, ale 2 dni temu zaprzyjaźniony konwój szybkich katamaranów przez 3 godziny miał płynące blisko za nimi 2 niewielkie stateczki: nie były to klasyczne szybkie, typowo pirackie skiffy, raczej może kutry pełnomorskie, ale po co ewidentnie za nimi płynęli? Dodatkowo, przechodzimy właśnie przez jeden z najruchliwszych szlaków żeglugowych świata – co wymaga dodatkowej koncentracji, zwł. wobec panującej tu „mody” pływania bez świateł w nocy… Jednak, jest tu zdumiewająco pusto: widzieliśmy tylko 1 statek, oraz parę innych na radarze na dalekim zasięgu. Widać, że statki boją się ataków i uciekają z tej trasy. Jak zatem wygląda taki klasyczny piracki atak na statek? Piraci (4-6 osób z bronią i drabinkami) startują z tzw. statku-bazy (porwany wcześniej statek), podpływają bardzo szybkim, wielkim pontonem (tzw. skiffem, pędzącym z prędkością 30 węzłów) do burty zaatakowanego statku, zawieszają drabinki i wdrapują się na pokład; w tym czasie załoga zamyka się w jakimś pomieszczeniu. Piraci po zajęciu statku uwalniają załogę z zamknięcia i każą doprowadzić statek na kotwicowisko gdzieś koło Somalii (czarnoskórzy watażkowie z Kałaszami sami nie potrafią prowadzić statku), załoga grzecznie to robi, a potem czeka na rozwój wypadków. Wszystkiemu temu z dalszej lub bliższej odległości przyglądają się okręty wojenne największych potęg tego świata, i wysyłają meldunki do swoich centrali. Czasem, gdy załoga zaalarmuje wcześniej aliantów i nad statek zdąży nadlecieć helikopter z któregoś okrętu, to piraci rezygnują z ataku.
Coraz więcej wielkich armatorów zatrudnia na statkach prywatnych ochroniarzy z bronią – ci, w razie ataku, strzelają do piratów. Piraci nigdy nie podejmują walki, lecz natychmiast uciekają. Jak dotąd, zdecydowanie z piratami atakującymi ich statki rozprawiają się (zatapiając pirackie skiffy i ich załogi) okręty rosyjskie i indyjskie oraz jemeński Coast Guard – w rezultacie, nie ma już ataków ani na rosyjskie statki, ani w jemeńskiej czy indyjskiej strefie przybrzeżnej (niestety dla żeglarzy, wzdłuż tych wybrzeży jest pełno nieoznakowanych sieci rybackich: z raportu prywatnej firmy organizującej płatne konwoje wynika, ze w ub. roku na 28 jachtów w ich konwojach żaden nie widział piratów, natomiast 12 uwięzło w rybackich sieciach). Pirackie skiffy nie maja dużego zasięgu: operują ze statków-baz. Pozycje i ruchy tych statków śledzone są przez alianckie okręty i samoloty. Nie atakują ich jednak bo, UWAGA: NIE MA DOWODÓW, ŻE TO SĄ PIRACI!!! TO JEST CHORE !!!
Morze Arabskie
17.02.11
Konwój dzień 11-ty
17.02. My ciągle w konwoju, 11. dzień. Jesteśmy tu, żeglarze, bardzo solidarni, co jest po prostu nadzwyczajne: myślę, że na lądzie nie oczekiwałbym tego od „zwykłych” ludzi: oto na jednym z jachtów padł silnik – wobec braku wiatru, inny wziął go na hol, mimo że holowanie (3 dni holu) bardzo spowolni nas wszystkich właśnie teraz, gdy jesteśmy najbliżej gniazda piratów, Sokotry. Na ladzie ludzie w razie niebezpieczeństwa zajmują się tylko ratowaniem własnej skóry, o solidarności dawno już zapomniano… W nocy robi się już naprawdę chłodno: zakładamy po dwa T-shirt’y i po dwie kurtki polarkowe + polarkowe długie spodnie, a do spania przykrywamy się kocem po raz pierwszy od opuszczenia Florydy. Żegluga nadal piękna, minionej nocy 12w wiatru (bajdewind z N), księżyc w pełni, morze lśni srebrzyście, woda fosforyzuje, na niebie z jednej strony Krzyż Południa, a z drugiej Wielka Niedźwiedzica, pięknie! Byłoby super, gdyby nie świadomość, ze tu gdzieś właśnie, w okolicy Sokotry, ciągle kręcą się piraci: 24 godz. temu właśnie tu, gdzie jesteśmy widziano piracki statek-bazę.
W konwoju jest bardzo dużo silnikowania, więcej niż normalnie, bo musimy – zwł. nasz mały jacht – dostosować naszą prędkość do grupy: wyszło nam, że – jak dotąd – ok. 40% trasy przebyliśmy na silniku lub silniku i żaglach. Teraz, na obecnym odcinku, z powodu normalnego tu braku wiatru, będzie tego jeszcze więcej.
Dotarła do nas właśnie dobra wiadomość, że, nie przejmując się piratami, dzielnie w nasze ślady ponownie ruszyła bliźniaczka naszej mantry, Mantra ANIA. Mantra ANIA, która, z Dawidem i Marta na pokładzie od Kanału Panamskiego podążała w nasze ślady, teraz wyszła z Danga Bay Marina (Malezja), i znów płynie naszym tropem, z nowa załogą, Wojtkiem i Jadzia. Wcześniej, Mantra ANIA od Vanuatu przyjęła inny niż my kurs: zamiast jak my, przez Australię i Indonezję, poszli do Singapuru przez Papuę-Nową Gwineę (Luizjady) – Palau – Filipiny. W Danga Bay łódka miała dłuższy postój i wsiadła tam nowa załoga, i teraz Mantra ANIA znów płynie śladem Mantry ASIA: przez Malezję i Tajlandię na Malediwy, i potem dzielnie dalej. Powodzenia!
Asia i Alek
Zatoka Adeńska
18.02.11
Konwój dzień 12-ty
18.02., płyniemy już w konwoju 12. dzień, jesteśmy już w Zat. Adeńskiej – i co, wieloryby, a nie piraci wokoło! Gdzie jak gdzie, ale tu, na bardzo ruchliwych wodach Zat. Adeńskiej, tego akurat nie oczekiwaliśmy: rankiem przepłynęliśmy przez spore (ok. 10 sztuk) stadko niewielkich wielorybów (chyba tzw. pilot whales). O ile do ub. roku to właśnie Zat. Adeńska była najbardziej niebezpieczna, to teraz wydaje się nam, że jesteśmy w bezpiecznej oazie – po rozszerzeniu przez piratów aktywności na obszar całego Morza Arabskiego, w Golf of Aden nie notuje się ostatnio żadnych porwań. Ale, nadal jesteśmy czujni i zwarci: przed nami wciąż kilkaset mil po tym jednak ciągle niebezpiecznym akwenie! Mamy za to wokół ogromny ruch statków. O ile wcześniej, na M. Arabskim było zupełnie pusto, to teraz, gdy płyniemy wzdłuż toru wodnego, w odl. dwóch do czterech mil widzimy przepływający kontenerowiec za kontenerowcem – i nic dziwnego, w końcu jesteśmy na jednym z najruchliwszych szlaków żeglugowych na świecie. Po początkowych objawach przestrachu i traktowaniu każdego wypatrzonego na radarze statku jako potencjalnego pirata, sytuacja psychologiczna została opanowana: w końcu, 99,99% przepływających tu statków to normalne statki handlowe, na które trzeba uważać i z którymi trzeba rozmawiać na UKFce i ew. negocjować przejście całego naszego konwoju, co zapewne i dla nas, i dla statków jest zupełnie nowym doświadczeniem. W nocy zapaliliśmy też normalne światła nawigacyjne: ew. zderzenie ze statkiem jest tu dużo realniejszym zagrożeniem, niż piraci. Czyli, powoli sytuacja wraca do normy.
Nadal słonecznie i w dzień ciepło, wiatru nadal brak i silnikujemy. Podczas przerwy na kontrole silników (olej itp.) zrobiliśmy sobie kąpiel w morzu: temp. wody 29*C. Konwój czterech szybkich katamaranów, który po nas wyszedł z Malediwów, już bezpiecznie dotarł do portu Salalah w Omanie.
Ahoj! Asia i Alek
Zatoka Adeńska
19.02.11
Konwój dzienń13-ty
19.02., w konwoju dzień 13. Już czuliśmy się prawie bezpieczni wczoraj, po wejściu na silnie patrolowane wody Zatoki Adeńskiej. Wcześniej, cały czas pocieszaliśmy się, że dotychczas nie było porwań jachtów na Morzu Arabskim. Zmroziła nas dzisiejsza wiadomość z centrum monitorującego, że wczoraj porwany został przez piratów pierwszy jacht na tym akwenie, nie – jak zdarzyło się wcześniej parę razy – gdzieś u wschodniego wybrzeża Afryki, lecz właśnie na środku Morza Arabskiego, 440 mil od nas, w rejonie, gdzie przepływaliśmy 3 dni temu. Jaki to jacht, tego siły alianckie nigdy nie podają. Bardzo źle, bardzo okropnie, aż trudno, niemożliwie wyobrazić sobie sytuację tych żeglarzy… Jak im teraz pomóc??? Tu, gdzie teraz płyniemy,wzdłuż toru wodnego przez Zatokę Adeńską, pełno statków, okrętów wojennych oraz konwojów statków (w nocy widzieliśmy konwój 15. statków, eskortowanych przez 2 okręty). Nie wiemy, kim są, ale na pewno potrzebują pomocy. Jak im pomóc – czy ktoś ma może pomysł?
Rządy nic nie zrobią, ludzie muszą sami.
Żegluga dziś przyjemna, cały dzień na żaglach „na motyla”, wiatr 12-13w z tyłu. Dziś nad nami latał helikopter wojskowy: mówił, że nadal tu nie jest bezpiecznie. My mamy już niecałe 50 mil do portu w Jemenie. No właśnie, w Jemenie – gdzie wprawdzie może mniej piratów, trwają za to rozruchy, i działa Al Kaida, zwalczająca ludzi Zachodu – czyli także nas… Asia i Alek
Mukalla, Jemen
20.02.11
20.02., dopłynęliśmy cali i zdrowi, 9 jachtów w konwoju, do portu Mukalla, Jemen. Przy samym brzegu Jemenu, jak się obawialiśmy, największym problemem były sieci rybackie, w które się wplątały 3 nasze jachty, w tym my. Wyswobodzenie było łatwe, ok. 10.30 rano byliśmy już w porcie w Mukalla. Postoimy tu krotko, 2-3 dni i potem albo do Adenu, albo do Dżibuti. Wkrótce więcej napiszemy, pozdrawiamy, Asia i Alek
Mukalla, Jemen
24.02.11
24.02. rano ponownie ruszyliśmy w drogę, w tym samym konwoju 9ciu jachtów, z którymi zdążyliśmy się dobrze zaprzyjaźnić na kotwicy w Mukalla. To już 15. dzień w tym konwoju. Cel – Morze Czerwone, bez przystanków. Żegluga na tym odcinku Zat. Adeńskiej nadal nie jest uważana za bezpieczną. Do ub. roku, to ten odcinek był najbardziej niebezpieczny; teraz, gdy piraci rozszerzyli swoją aktywność na całe M.Arabskie, Zat. Adeńska uważana jest za bezpieczniejszy odcinek. Najgorszy odcinek mamy więc, jak sądzimy, już za sobą, nadal jednak nie jest bezpiecznie, wiec wraca tajność: nie ujawniamy naszych pozycji ani dokładnej trasy. Postój w Mukalla, dużym, kilkutysięcznym mieście położonym między morzem a pustynią, też nie okazał się zbyt bezpieczny – a to z uwagi na antyrządowe rozruchy tzw. Arabskiej Wiosny. Ostatniego dnia Immigration nie pozwoliły nam opuścić portu i udać się do miasta: twierdzili, ze to dla naszego bezpieczeństwa – ale myślę, ze raczej nie chcieli, żebyśmy widzieli jak policja katuje ludzi. Trochę widzieliśmy poprzedniego dnia: sytuacja tu trochę przypomina stan wojenny w PL. W porze popołudniowej modlitwy ważniejsze meczety obstawione są przez uzbrojona po zęby policje, z grubymi, drewnianymi palami. Ludzie gromadzą się w meczecie, potem, silni liczbą i zachęceni słowem przez duchownych, wychodzą na plac przed meczetem i wznoszą antyrządowe hasła. To czas dla policji, by ruszyć do ataku i pałować ludzi: znamy te tzw. „przebieżki” z czasów stanu wojennego. Sympatia nasza jest po stronie ludzi, chcących obalić rządzącego od 32 lat prezydenta Salaha, który jeszcze chciałby rządzić kolejne dwie 10-letnie kadencje – tymczasem wyraźnie zaniedbany Jemen należy do najbiedniejszych krajów świata. Jednak, pomimo pro-ludowych sympatii, opuściliśmy plac przed meczetem zanim ruszyła szarża policji… Nb., piwo w Jemenie, bardzo muzułmańskim kraju, tylko bezalkoholowe: Beck’s 0%, bardzo smaczne! Ale jednak głupio pić bezalkoholowe…
Salem Alejkum, Asia i Alek
Zatoka Adeńska
25.02.11
Konwój dzień 16
25.02. Mamy drugi dzień w drodze z Mukalla, 16ty dzień w konwoju. Teraz idziemy wzdłuż silnie patrolowanego toru wodnego: okręty, samoloty wojskowe, helikoptery nad głową. Nie planujemy nigdzie postojów po drodze. Do Bab el Mandeb jeszcze 2-3 dni, dalej już ponoć bezpiecznie… Warunki żeglarskie wspaniałe, fordewind 13-16w, żeglujemy „na motyla” 6-7 węzłów. Byłoby wspaniale, gdyby nie ciągła obecność czającego się zagrożenia, ciągły stress – no i wzmożona koncentracja, jakiej wymaga żegluga 9ciu jachtów w konwoju, bardzo blisko obok siebie, w fordewindzie. Wiadomo, fordewind to nie jest łatwy kurs. Ale wyzwania żeglarskie, to jest to, byleby tylko takie były przed nami! Aha, dowiedzieliśmy się właśnie, że polski jacht Alexander, żeglujący sam, dotarł wczoraj do Mukalla. Płynął też z Malediwów, naszą trasą, tylko dużo wolniej. Będzie dobrze! Ahoj, A&A
Cieśnina Bab el Mandeb
27.02.11
Konwój dzień 18
27.02., g. 0920 LT (0620 UT), cieśnina Bab el Mandeb (poz. 12 40,0 N; 43 27,1 E), wchodzimy na Morze Czerwone! Wita nas sztorm, południowy wiatr z tyłu do 36 węzłów, bardzo duża fala rzędu 5 metrów, ale tu już podobno bezpiecznie. Kierujemy się w stronę poru Massawa, w Erytrei.
Od dwóch dni kurs na motyla przy silnym wietrze, co, zwł. w konwoju żeglujących blisko siebie jachtów, autopilotowi trudno utrzymać, więc dużo natężonej uwagi i ręcznego sterowania: w takich warunkach, człowiek okazuje się być lepszy, niż maszyna. Doceniamy teraz i podziwiamy mistrzostwo kapitanów dawnych okrętów żaglowych, jaką sztuką było w czasach bez radaru i UKFki prowadzić eskadrę żaglowców (nie mówiąc o prowadzeniu bitwy morskiej) – tak, żeby się nie pogubiły ani nie powpadały na siebie!
Odkąd żeglujemy wzdłuż wybrzeży Płw. Arabskiego, zauważamy istotną zmianę pogody: jest SUCHO, nie oblepiająca wilgoć, jak wszędzie dotychczas, lecz przyjemnie sucho! No i chłodno: południowy wiatr jest suchy, i chłodny, w nocy ubieramy cieple kurtki i polarowe spodnie.
Pozdrawiamy, Asia i Alek
Morze Czerwone
28.02.11
Konwój rozwiązanie
28.02., 2000 LT (1700 UT)poz. 14 48,3 N; 041 18,5 E. Morze Czerwone, jeszcze ok. doby do portu Massawa, Erytrea. Nasz konwój (o kryptonimie Seabird), po wykonaniu swego zadania, czyli bezpiecznym dotarciu z Uligam (Malediwy), przez usiane piratami Morze Arabskie i Zat. Adeńską do M. Czerwonego, uległ samorozwiązaniu. Obecny odcinek, do Massawa, płyniemy już – co za ulga! – sami: wprawdzie wszyscy idziemy do tego samego portu, ale już samodzielnie, nie w szyku, każdy swoją trasą i prędkością. Za to przez te ostatnie półtora dnia mamy bardzo trudne warunki żeglarskie: sztorm, wiatr S 36 węzłów z rufy, a potem z pół burty, fala 4-5m – w tych warunkach cały czas sterowanie ręczne, bo autopilot nie daje tu rady, zalewani jesteśmy w naszej małej łódce przez wielkie fale – na szczęście, ciepłe (M.Czerwone uchodzi za najcieplejsze morze na świecie). Po południu wiatr słabnie, ale fala nadal jeszcze wielka, nadal ręczne sterowanie. Pod wieczór, gdy pomarańczowe słońce zachodzi nad widocznymi już górami wschodniej Afryki, wiatr cichnie do 13w z rufy, morze gładkie, wokół pusto, żadnych jachtów tuż obok, i nocna wachta może znów zajmować się robieniem herbatek i chińskich zupek, oraz oddawać wspomnieniom…
Razem w konwoju przepłynęliśmy 2 tys. mil. To przejście, to całkiem nowe doświadczenie żeglarskie, i – jak sądzimy – wielkie osiągnięcie o specyficznym charakterze i wyczyn nie notowany w historii żeglarstwa: 9 jachtów o bardzo różnych parametrach, 21 nie znających się wcześniej ludzi o bardzo różnych temperamentach, płynęliśmy razem przez 18 dni (14 do Mukalla + 4, i 4 dni postoju w Mukalla), w szyku, cały czas w odl. 0,25 – 0,5 mili między łódkami, w nocy bez świateł, przez ruchliwe tory wodne – i – to właśnie jest osiągnięcie: nie pogubiliśmy się, nie powjeżdżali na siebie w nocy nieoświetlonymi jachtami, nie pokłócili się – wręcz przeciwnie, zaprzyjaźniliśmy się, do końca byli solidarni, gotowi do wzajemnej pomocy i współpracy! (Tymczasem, jak wiemy, inny konwój idący z Malediwów naszą trasą pokłócił się między sobą prawie zaraz po starcie). I, co najważniejsze, bezpiecznie dotarliśmy do celu.
Żeglowanie w konwoju to była trudna żegluga, wielkie nowe wyzwanie dla każdego z jachtów i załóg. Każde z nas dwojga ma inne wrażenia z płynięcia w konwoju: dla Asi było to nieustające napięcie i stress, obawa, żeby łódki w nocy nie powpadały na siebie: ale to zrozumiale, bo Asia była jednym z liderów konwoju (była liderem grupy Orłów i Sokołów), i ciążyła na niej większa niż na innych odpowiedzialność; dla mnie (Alek) to było niesłychanie ciekawe, ekscytujące nowe doświadczenie żeglarskie (a zawsze lubię nowe wyzwania i doświadczenia). Doświadczenie okazało się, moim zdaniem, bardzo pozytywne: wszystkie jachty wykazały ogromne zdyscyplinowanie, poczucie odpowiedzialności, solidarność (podkreślam to celowo!) i gotowość współpracy, nikt się nie zgubił, odjeżdżając za daleko, nie powpadaliśmy na siebie, nie pokłócili.
Adieu, Orły i Sokoły! Asia i Alek
0 komentarzy