Egipt – Kotwica

02.04.11
02.04., ok. południa wyszliśmy z Port Ghalib i płyniemy w kierunku Hurghady. Pogoda OK, wiatr 10w, morze gładkie, moto-żeglujemy. Do Port Ghalib weszliśmy wczoraj (01.04.), z konieczności, bo nie planowaliśmy postoju tam. Powód: znów kłopot z silnikiem, z powietrzem w systemie. Port Ghalib bardzo dziwny, sztuczne miasto: marina elegancka, w pięknym kurorcie – na pustyni. Wokół tylko morze – i piasek. Tylko turyści i obsługa, w tym także Polacy. A piękny, czerwony (jednak czerwony!) koral w dużych ilościach żyje nawet w marinie, zupełnie nowej! Wcześniej, 31.03., kiepski bardzo mieliśmy dzień: o 6 rano podnieśliśmy kotwicę… i wyciągnęliśmy tylko łańcuch! Kurcze, straciliśmy kotwicę! (mamy, na szczęście, zapasową, ale nie tak dobrą). Kotwica była zaczepiona o niewielką głowę koralową (nie po raz pierwszy tutaj), wiedzieliśmy o tym – i podczas manewrów odplątania kotwicy, odkręciła się szekla, łącząca kotwice z łańcuchem. Kiedyś, dla pewności, szekle oplątywało się jakimś drutem – teraz podobno nie potrzeba… Głupio… Na dodatek, ułamała się (ze starości) rączka od mojej włoskiej maszynki do kawy, którą zawsze ze sobą wożę – ci, co mnie (Alek) znają wiedzą, że bez kawy nie ma życia, a dzień zaczyna się od piekielnie mocnego espresso. Oczywiście, kawę mogę nadal parzyć na tej cudownej maszynce, ale gorzej z nalewaniem: parzę sobie ręce, rozlewam kawusię, straszne… Po 6 godzinach dobrej żeglugi na silniku przy raczej słabym wietrze, powrócił problem z zapowietrzaniem się silnika. Trzeba było odpowietrzać co 10 min. Nie wiemy, skąd bierze się powietrze w systemie, wszystko sprawdziliśmy. Więc, zamiast skorzystać z 3-dniowego, dobrego okna pogodowego i pójść do Port Suez, musieliśmy wejść do Port Ghalib. No i dobrze: wygląda na to, że przy pomocy Mahmuda, miejscowego mechanika (bardzo dobrego!) chyba udało się problem rozwiązać: ale czy naprawdę, będziemy wiedzieli dopiero po kilkunastu godzinach silnikowania. Stracimy okno pogodowe żeby dojść do Port Suez, trudno, będzie następne, ale trzeba było to zrobić. Jutro powinniśmy dotrzeć do Hurgady. 02.04., poz. g.1000 UTC: 25 35,5 N; 034 38,3 E.
Salam, A&A

Egipt – Hurgada

04.04.11
04.04., od wczoraj stoimy w marinie w Hurgadzie.  „Jak się masz, kochanie!” – to bardzo popularny zwrot w Hurgadzie! Hurgada to wielki kurort, pełno Polaków a jeszcze więcej Rosjan (podobno zawsze jest tu ok. 17 tys. Rosjan!),w sklepach, na bazarze wszyscy tu mówią po polsku i rosyjsku. Ale, oprócz kurortu, jest to tez normalne, bardzo ciekawe miasto, gdzie mieszkają też tubylcy, można iść do lokalnej restauracyjki na kebaba lub rybę. Silnik, po przeglądach i naprawach w Port Ghalib, działał w czasie drogi bez zarzutu. Problemy były dwa:cybant na jednej z rurek paliwowych był zniekształcony i tędy mogło dostawać się powietrze, normalnie silnik z tak niewielka ilością powietrza powinien sobie radzić, ale bardzo zapchany był filtr paliwa, i silnik dostawał za mało paliwa. Wieje, wiec czekamy na kolejne okno pogodowe. W międzyczasie zatem zwiedzamy starożytny Egipt: jutro jedziemy do Luxoru i Doliny Królów.

Tymczasem nasi przyjaciele na Mantrze ANIA są już ok. 200 mil od Mukalla, weszli już na wody wokół Jemenu intensywnie patrolowane przez okręty sojusznicze, czyli najgorszy odcinek trasy przez Morze Arabskie mają już za sobą. Uff, odetchnęliśmy i my – chociaż ciągle jeszcze płynąć będą, aż do wejścia na M. Czerwone, przez rejon zagrożony.
Salam! Asia i Alek

Luxor i Egipt dziś

06.04.11
06.04., bardzo ciekawa była wczorajsza wycieczka do Luxoru, stolicy Górnego Państwa 3 i pół tysiąca lat temu. Najpierw, 4 godz. jazdy przez naprawdę pusta pustynie a potem żyzna, zielona Dolina Nilu. W Luxor zwiedziliśmy liczącą ok. 4 tys. lat ogromną i imponującą świątynię w Karnaku, pałac królowej Hatszepsut (renowacja przez ciągle tam obecną polską misję archeologiczną), oraz najciekawsze i najpiękniejsze ze wszystkiego podziemne groby faraonów w Dolinie Królów. Przepiękne, kolorowe malowidła w podziemnych, wykutych w żółtych, piaskowcowo-alabastrowych pionowych skałach. Plus, trochę żeglugi po Nilu do wyspy-ogrodu na środku rzeki. Wycieczka bardzo udana! Egipt, to na pewno bardzo ciekawy kraj – natomiast od współczesnych Egipcjan lepiej trzymać się z daleka! Są okropni!!! to najgorszy, najbardziej nachalny i oszukańczy naród, jaki spotkaliśmy na naszej trasie! Handlarze niebywale natrętni, trzeba się opędzać kijem, ceny z sufitu. Próbują cię oszukać na każdym kroku! Za chustę-Arafatkę chcą 100EGP, by potem sprzedać ja za 10 EGP! Targować trzeba się nawet w restauracji: najpierw, chcieli za butelkę wina 120 EGP, a w końcu dostaliśmy ja za 65! I wszędzie, mimo że cena już umówiona i zapłacona, jeszcze na koniec żądają bakszysz: w Karnaku nawet uzbrojony w Kałasza strażnik pstryknie ci fotkę twoim aparatem i wyciąga rękę po bakszysz 1EGP! Są gorszymi oszustami niż nawet Cyganie, przepraszam Cyganów, i Ciebie, Cyganek, to oczywiście uogólnienie-figura literacka). Nawet Locja M. Czerwonego niemal oficjalnie mówi, ze oszustwo to w Egipcie metoda prowadzenia biznesu („Shameless dishonesty, indiference to factual truth, willingness to bluster, bully and delay are endemic in Egyptian business”). A kurort w Hurgadzie, nastawiony głównie na płetwonurków – z jednej strony, imponujący, z drugiej – rozbabrany, jakby cały czas w budowie. Łaziliśmy też po mieście, po lokalnych dzielnicach, gdzie jedliśmy najpyszniejszego homara na świecie – i jednak czuliśmy się całkowicie bezpiecznie. Ali Baba oszukuje potwornie, ale nie napada z nożem w zębach, ani nie rabuje (chyba że oficjalnie, marina b. droga…). Ale warto tu było być!
Salam! Asia i Alek

 Egipt
07.04.11

07.04. Dziś rano opuściliśmy Hurgade, i płyniemy w kierunku Port Suez. Wieje N 10w, morze za rafa spokojne. Tymczasem nasi przyjaciele z Mantry ANIA są już bezpieczni w Mukalla! Ogromna ulga! Teraz przed nimi parę dni wypoczynku (bez piwa! Jemen to najbardziej chyba ortodoksyjny muzułmański kraj, tu naprawdę nie da się skombinować ani kropli alkoholu, a kobiety wszystkie chodzą w identycznych czarnych szatach z otworem na oczy. Są tam za to bankomaty i supermarkety). Potem Mantra ANIA ma jeszcze ok. 500 mil Zatoką Adeńską, w rejonie uważanym teraz za prawie bezpieczny, wzdłuż silnie patrolowanego toru wodnego. My zaś płyniemy slalomem pomiędzy setkami koralowych wysepek i raf, oraz setkami stateczków z turystami i płetwonurkami. Chcemy dopłynąć do Port Suez, czy zdążymy? – okno pogodowe, wg jednych prognoz, ma potrwać 2 dni: to za krotko; wg innych – nawet tydzień, byłoby super! Nasza poz. o g. 1100 UTC, 27 27,8 N; 33 50,8 E. Nb., Morze Czerwone to chyba najbardziej zasolone morze na świecie, pokład cały mamy pokryty warstwą soli, a liny tzw. miękkie, przesączone solą, są całe sztywne jak druty.
Salam! Asia i Alek

Egipt, sfinks, piramidy – i wolność!
11.04.11

11.04. klasyka turystyczna w Egipcie: niedzielę spędziliśmy na garbach wielbłądów, wędrując wokół piramid i sfinksa. Czuliśmy się wreszcie jak prawdziwi globtrotterzy! No i dobrze, wycieczka naprawdę udana, piramidy robią wrażenie, 3 duże i 6 małych stożków na pustyni, ale tylko parę kilometrów od wielkiego miasta. Dziś, w poniedziałek wybieramy się do Muzeum w Kairze – to tam znajdują się wszystkie mumie pozabierane z piramid i innych grobowców starożytnego Egiptu. Swoją drogą, co stało się z tym ludem starożytnym, tak wspaniałym? Przecież obecni Egipcjanie, to Arabowie, którzy przybyli do Egiptu dopiero ok. VII w n.e.? W piątek ok. południa dopłynęliśmy do mariny w Suez, spokojna żegluga. Załatwiliśmy sprawy związane z przejściem przez Kanał, i wyskoczyliśmy na 2 dni do Kairu. Muszę teraz trochę skorygować na plus poprzednia bardzo negatywna opinie o Egipcjanach: są okropni, to fakt, ale najgorsi są tam, gdzie są turyści: w Hurgada, Luxorze, Gizie, w Kairze też są bardzo nachalni. W Suezie, gdzie nie ma turystów – to zupełnie inni ludzie: życzliwi, pomocni bezinteresownie. No, ale za to – biurokracja z przekraczaniem Kanału, i oszustwa z wyliczaniem ile to będzie nas kosztować, przekraczają wszelkie znane na świecie pojęcia o rozrośniętej biurokracji: ale, w końcu to Egipcjanie wymyślili papirus, właśnie dla celów biurokracji… I w Suezie, i w Kairze widać na ulicach czołgi i żołnierzy na punktach kontrolnych: przypomina to trochę stan wojenny w PRL, ale to jednak zupełnie co innego: tu wojsko jest gwarantem wolności i bezpieczeństwa, te czołgi i wojskowe punkty kontrolne na ulicach są witane przez ludzi z sympatią i wdzięcznością. W Kairze byliśmy na wielkim placu Tahir, gdzie ludzie codziennie gromadzą się, by świętować wolność. Tu teraz celebrują odzyskaną wolność, cieszą się, czuje się tą wolność, cieszą się, że my rozumiemy ich i te ich walkę o wolność: Asi nawet pomalowali dłonie w egipską flagę – ale wolność wolnością, a handel handlem: za malunek flagi na dłoniach trzeba było zapłacić, na Placu Wolności gdzie gromadzą się tłumy flagi egipskie i inne sztandary Wolności trzeba kupować – nie jak u nas, gdy sztandary Wolności i Solidarności były dla wszystkich, gdzie symboli się nie sprzedawało… Więc jednak, mimo sympatii dla ich wywalczonej wolności, nadal nie najlepsza mamy opinie o tych współczesnych Egipcjanach… Dziś idziemy znów do starożytnych Egipcjan, do mumii. A potem wracamy na jacht, i w Kanał Sueski, już prosto do Europy (na M. Śródziemne). Tymczasem, Mantra ANIA weszła właśnie na M. Czerwone: cieszymy się, wiemy, ze czeka ich ciężka żegluga – ale są już BEZPIECZNI! Piraci już za nimi, a z żeglugą na pewno sobie poradzą.
Salam! Asia i Alek

Egipt, Kanał Sueski
12.04.11

12.04., idziemy przez Kanał Sueski. Nareszcie! Naprzeciwko płyną ogromne statki, jeden za drugim, olbrzymy znacznie większe niż te, które spotykamy w Kanale Kilońskim. Po obu stronach Kanału pustynia. Przejście Kanału trwa 2 dni, ale my chcemy zatrzymać się na 2 dni w Ismaila. Pilot, jak na razie, jest OK, co jest uważane tu za rzadki pozytywny przypadek. Sama organizacja przejścia Kanału, załatwiana przez agenta za duże pieniądze, to jedno gigantyczne oszustwo: opłata, niby wynikająca z wielkości jachtu i łatwa do wyliczenia samemu, jest, oczywiście, mocno zawyżona, ale podawana jest do naszej wiadomości dopiero w ostatniej chwili, gdy już jest na miejscu pilot, i nie ma czasu na protesty. Nam kazali zapłacić $140, bez żadnego rachunku, po naszych protestach spadło do $120, ale to i tak za dużo. No nic, wiemy, ze Ali Baba to oszust, trzeba się z tym pogodzić. Grunt, że płyniemy! Wczoraj (poniedziałek) w Kairze w Muzeum Egipskim przez cały dzień podziwialiśmy skarby z grobowca Tutenchamona, setki mumii, sarkofagów, starożytnych napisów, posągów itd. Skarby przewspaniałe, wrażenie ogromne gdy ogląda się z bliska te wszystkie złote maski Tutenchamona, w żadnym muzeum na świecie nie widzieliśmy tak wspaniałych i cennych zbiorów – jednocześnie, w żadnym muzeum na świecie nie spotkaliśmy się z tak prawie żadnym zabezpieczeniem tych skarbów (większość tych bezcennych obiektów można sobie po prostu dotknąć!), i tak beznadziejna ekspozycja i informacja: większość obiektów jako jedyna informacje posiada ręcznie pisane notki zrobione przez tych, którzy obiekt odkopali – czasem były to notki jeszcze z XIX wieku! W ogóle, to mieliśmy szczęście, że Muzeum było otwarte: stoi ono przy placu, gdzie codziennie od 25 stycznia odbywają się demonstracje radości z odzyskanej wolności, i często, z powodów bezpieczeństwa, Muzeum jest zamknięte: przylegający do Muzeum Hotel Hilton, gdzie odbywał się zjazd partii Mubaraka, został spalony. Po Muzeum jeszcze na piwo – w Kairze, po poprzednich bezalkoholowych portach, są już bary, gdzie jest piwo, ale jest ich niewiele – wiele jest natomiast kawiarni, gdzie mężczyźni palą fajki wodne i popijają potwornie słodką herbatę, w ten sposób przyjemnie spędzając czas. Teraz, w tych kafejkach można też spotkać kobiety, nie palą wprawdzie fajek, ale sączą szaj (herbatę, no już wiemy, skąd wziął się rosyjski czaj!) lub kawę. W sumie, Kair podobał nam się, a Ali Baba tam oszukiwał nie aż tak potwornie. A najważniejsze, że już płyniemy!
Salam! Asia i Alek

Kanał Sueski
14.04.11

14.04., o 1030 wyruszyliśmy w drugą część Kanału Sueskiego, z Ismailii do Port Said. Pilot spóźnił się tylko półtorej godziny, co jak na Egipt jest nic. Muhammed wygląda jak Ali Baba i 40 rozbójników w jednym, ale okazuje się być bardzo w porządku. Wygląda na to, ze mamy szczęście do pilotów, co w tym Kanale jest rzadkością. W tej części Kanału mnóstwo baz wojskowych i przepraw pontonowych na Synaj – wiadomo, wróg tuz za granica. Ale o g.1200 żołnierze po obu stronach klękają na dywanikach z twarzą ku Mekce – czas modlitwy. A my właśnie przepływamy pod wielkim wiszącym mostem (5 km długości). Pod mostem wyprzedzają nas kolejne statki z konwoju dwudziestu pięciu (!) olbrzymich kontenerowców. Most, który łączy Afrykę z Azją nazywa się Mubarak Bridge. Właśnie go wczoraj zamknęli: tj. nie most, tylko Mubaraka. Wczoraj wieczorem, gdy chodziliśmy po Ismailii, na ulicach ludzie cieszyli się, że go wreszcie zamknęli. Podobno nakradł miliony. Ismaila spokojne miasto, pachniała wczoraj wolnością. Nie ma turystów, więc i lokalni ludzie sympatyczni. Ale cieszymy się, że już niedługo opuszczamy Egipt i Egipcjan: Morze Czerwone, to niełatwa żegluga: od wybrzeży Sudanu wiatr zawsze północny, czyli w dziob, często silny, zbyt silny na silnikowanie, duża fala, więc żegluje się czekając w portach lub na kotwicowiskach na rafie aż wiatr ucichnie. Czyli, dużo czekania, ale też ciekawego snorkelowania na rafie. I ciekawe kraje: najbardziej egzotyczne miejsce, jakie odwiedziliśmy, to Port Suakin w Sudanie: totalne średniowiecze, ale ludzie niesłychanie mili i życzliwi. Ciekawa była też Erytrea: mała Italia w Afryce, jedyny kraj aż od Malediwów, gdzie można było wypić piwo. Brak piwa w tym rejonie, to też nieprzyjemna dolegliwość… w Egipcie piwo jest tylko tam, gdzie turyści. Z kolei, najokropniejsi ludzie i urzędnicy, najgorsi oszuści i naciągacze, najgorsza bezsensowna i kosztowna biurokracja to Egipt, szczęśliwi wiec jesteśmy, że już opuściliśmy ten kraj, skądinąd ciekawy (widzieliśmy piramidy i skarby Tutenhamona), ale tez straszliwie zaśmiecony). Że sparafrazuję znane powiedzenie o Francuzach: Panie Boże, Egipt to tak ciekawy kraj, że rozumiem, że dla równowagi musiałeś tu umieścić Egipcjan… Tak, szczęśliwi jesteśmy, że Egipcjanie już za nami… Przed nami Port Said, gdzie wysadzamy pilota, i dalej – EUROPA! Morze Śródziemne! Kierunek – Izrael (Hajfa).
Shalom! Asia&Alek

KOCHANA EUROPA! (Morze Śródziemne)

15.04.2011

15.04., znów jesteśmy w naszej starej, kochanej Europie! a właściwie,to na M. Śródziemnym, w drodze do Izraela (Hajfa),dokąd powinniśmy dotrzeć jutro rano (o 1000 UTC mamy do Haify ok.100 mil, poz. 32 04,5N; 33 18,1E). Wczoraj wieczorem pożegnaliśmy pilota i opuściliśmy Egipt i M. Czerwone: nareszcie! Wbrew powszechnym opiniom, obaj nasi piloci byli bardzo OK. W Port Said jeszcze przeszukano nasz jacht w poszukiwaniu dużej forsy: szukają miliardów, ukradzionych przez Mubaraka. Morze Śródziemne, jakie wydaje się być przyjazne: od razu inny kolor wody: lazur! no i nade wszystko: żegluje się, wolno, bo słabo wieje, ale żeglujemy, po silnikowaniu przez M.Czerwone. Tylko zimno tu: na nocne wachty zakładamy polarki i polarkowe czapki!

Przypomnijmy, nasz rejs, REJS ASI I ALKA (PRAWIE) DOOKOŁA ŚWIATA zaczęliśmy z Florydy (St. Petersburg) 10 lutego 2010. Przez Kanał Panamski prześliśmy 23 marca, po raz pierwszy Równik przekroczyliśmy 1go kwietnia, kolo Galapagos. Poprzez wyspy Pacyfiku (Markizy – Tuamotu – Wyspy Towarzystwa – Cook Islands – Tonga – Fidżi – Vanuatu, dotarliśmy we wrześniu 2010 do Australii (Cairns), a 27.09. mijając trawers Cape York opuściliśmy Pacyfik. Z Darwin 27.10. wyruszyliśmy do Indonezji, która po ponad miesiącu żeglugi opuściliśmy, plynac do Singapuru. Po raz drugi Równik przekroczyliśmy w sobotę 4go grudnia, o 5 nad ranem, na długości 105*12 E, na wysokości Borneo. I, po raz pierwszy w tym rejsie od Florydy, byliśmy poubierani w cieple kurtki i sztormiaki! Cieple kurtki na Równiku! A to dlatego, ze zamiast normalnego tam o tej porze roku monsunu z NE, mieliśmy przez 3 dni sztorm, zimny wiatr prosto w dziob, NW25 – 35 w, do tego nieustające potężne ulewy.

Singapur zrobił na nas ogromne pozytywne wrażenie: cywilizacja, czyste, nowoczesne miasto, szklane wieżowce na reclaimed land, a równocześnie zostawiono spore połacie dżungli, gigantyczny port, największy jaki widzieliśmy w życiu. Potem żegluga na wodach Malezji i Tajlandii. W Tajlandii, zatokę Phang Nga Bay i jej liczne wysepki uznaliśmy za najpiękniejsze miejsce, jakie widzieliśmy w naszym rejsie. Malezja także b. db. wrażenie, rozwinięty kraj, czysto, tanio, a bardzo piękna malezyjska wolnocłowa wyspa Langkawi to najtańsze miejsce na świecie: diesel 1,80 PLN/litr, piwo 1,40PLN/puszka! Kuchnia tego rejonu Azji bardzo smaczna, jedzenie w restauracyjkach b. tanie, kupiliśmy różne sosy i przyprawy i teraz sami eksperymentujemy z kuchnią ASIA.

Żeglujemy na liczącej 8,5 metra długości Mantrze ASIA, tej samej łódce, na której wcześniej Asia opłynęła dookoła świata w 198 dni w swym samotnym, rejsie, w roku 2009/2010. Dla tej bardzo dzielnej łódki (r. bud. 2005, projekt i budowa stocznia  Andrzeja Armińskiego) jest to już trzeci rejs dookoła świata! W tym rejsie przebyliśmy dotychczas już ok. 20 tysięcy mil.

Do największych przeżyć tego rejsu zaliczamy pobyt na kraterze czynnego wulkanu Mt.Yasur na Vanuatu, trzęsienie ziemi o sile 7,5 st. w skali Richtera, które przeżyliśmy w supermarkecie w Port Vila (Vanuatu), oraz spotkanie w dżungli z orangutanami, na Borneo. Najciekawsza żegluga, to chyba przez wyspy i rafy australijskiej Wielkiej Rafy Koralowej, ale najprzyjemniej żeglowało się po Pacyfiku i Polinezji.

Najtrudniejsza, a zwł. najbardziej stresująca była żegluga przez rejon, gdzie grasują somalijscy piraci, czyli z Malediwów 14 dni przez Morze Arabskie do Jemenu, i dalej przez Zat. Adeńską do wejścia na Morze Czerwone. Żeglowaliśmy w konwoju 9ciu jachtów, co też było bardzo trudne i stresujące. M. Czerwone, to też niełatwa żegluga: od wybrzeży Sudanu wiatr zawsze północny, czyli w dziób, duża fala, więc żegluje się czekając w portach lub na kotwicowiskach na rafie aż wiatr ucichnie. Czyli, dużo czekania, ale tez ciekawego snorkelowania na rafie. Z kolei na wodach Indonezji generalnie brak jest wiatru, a pomiędzy wyspami występują bardzo silne i o zmiennych kierunkach prądy i wiry, często tak silne, że na naszym silniku nie dawaliśmy rady posuwać się do przodu!

Za najpiękniejsze miejsce na naszej trasie uważamy tajlandzką zatokę Ao Phang Nga (w rejonie Phuket) i jej setki wysepek, ale ogromnie podobała nam się także Australia, i parki narodowe w Terytorium Północnym. No i wyspy Pacyfiku, Fatu Hiva i inne!… Najbardziej egzotyczne miejsce, jakie odwiedziliśmy, to Port Suakin w Sudanie: totalne średniowiecze, ale ludzie niesłychanie mili i życzliwi. Z kolei, najokropniejsi ludzie i urzędnicy, najgorsi oszuści i naciągacze, najgorsza bezsensowna i kosztowna biurokracja to Egipt, szczęśliwi więc jesteśmy, że już opuściliśmy ten kraj, skądinąd ciekawy (widzieliśmy piramidy, mumie i skarby Tutenhamona), ale też kraj to straszliwie zaśmiecony.

Przez Morze Czerwone płynęliśmy półtora miesiąca. I cieszymy się, ze Egipt i Egipcjanie już za nami: M. Czerwone, to niełatwa żegluga, głównie silnikowanie – od wybrzeży Sudanu wiatr zawsze północny, czyli w dziób, często silny, zbyt silny na silnikowanie, duża fala, więc żegluje się czekając w portach lub na kotwicowiskach na rafie aż wiatr ucichnie. Czyli, dużo czekania, ale też ciekawego snorkelowania na rafie. I ciekawe kraje: najbardziej egzotyczne miejsce, jakie odwiedziliśmy, to Port Suakin w Sudanie: totalne średniowiecze, ale ludzie niesłychanie mili i życzliwi. Miłe zaskoczenie to Erytrea: mała Italia w Afryce, jedyny kraj od Malediwów, gdzie można było wypić piwo. Brak piwa w tym rejonie, to też nieprzyjemna dolegliwość… w Egipcie piwo jest tylko tam, gdzie turyści.

Teraz przed nami Izrael (Hajfa) – Cypr – Kreta i wyspy greckie wokół Peloponezu, Chorwacja i Adriatyk, gdzie we włoskim porcie Monfalcone ok. połowy czerwca 2011 planujemy zakończyć nasz rejs, a Mantra ASIA tym samym zaliczy tam swoje trzecie kółko dookoła świata! Ahoj! Asia i Alek

Izrael, Hajfa

16.04.2011
16.04. około południa stanęliśmy w Hajfie. Miasto wielkie, ładne, położone pięknie: na zboczu góry bardzo pionowo schodzącej wprost do zatoki portowej. Założone jeszcze przez Krzyżowców. Lepszego czasu na pobyt w Izraelu nie mogliśmy wybrać: w poniedziałek żydowskie święto Pesah, a za tydzień – Wielkanoc, czyli, przed nami mnóstwo rozmaitych celebracji. Oficjalne „powitanie” na wodach Izraela dość irytujące: Israeli Navy z 10 razy wywoływała nas na VHF, odpytując ciągle o to samo: sprawdzali, czy nie kłamiemy, czy powtórzymy te same odpowiedzi. Zaczęli już o 2giej w nocy, 30 mil od izraelskiego wybrzeża: widać, że boją się – ale to zrozumiale, mają po temu dobre powody. Za to już na miejscu, w porcie, odprawa super: szybko, sprawnie, profesjonalnie – i za darmo! Chociaż, znów mnóstwo podchwytliwych pytań, np. każde z nas osobno pytano, jak długo jesteśmy razem, jaka była trasa naszego rejsu, ile czasu i gdzie staliśmy, itd. – odprawa, oczywiście, po angielsku, ale szybko okazało się, że można było to robić po rosyjsku: Security boys to russskoje mołodcy, and they govorili po ruski, oczeń nice guys! Europa! Także na ulicach i w sklepach dominuje język rosyjski, hebrajski jest tu wyraźnie na drugim miejscu. Pełno białych ludzi, co dla nas jest niezwykle atrakcyjne – po raz pierwszy od Australii nie jesteśmy, jako Biali, sensacją! Wiosna, wszystko kwitnie jak szalone, kwiaty i drzewa z całego świata. A śliczne dziewczyny chodzą w mini! – znów, po raz pierwszy od ponad roku można podziwiać piękne dziewczyny w mini (Asia nie chodzi w mini, a w Australii nie ma pięknych dziewczyn). Europa! A co do naszych wcześniejszych zachwytów nad Europą i Morzem Śródziemnym: no tak, tu czujemy się już niemal jak w domu – ale też, dziś widzieliśmy nad lądem i nad morzem grubą, rudą warstwę smogu: takiego smogu nie widzieliśmy nigdzie indziej podczas naszego wokółziemskiego żeglowania. A nasi znajomi, którzy weszli na Cypr, piszą: widać, że to już Europa: drogo, i brak miejsc w marinie… Aha, no i nareszcie mają tu piwo, po tych wszystkich suchych arabskich krajach jest tu b.db. izraelskie birra, Carslberg… I dobre winko izraelskie! Europa!

Shalom! A&A

Wesołego Jajka z Izraela

21.04.11
Kochani przyjaciele i żeglarze! Tradycyjnie po staropolsku Wesołego Jajka życzymy z miejsca, bodaj najodpowiedniejszego do przebywania w tym właśnie Świątecznym okresie, czyli – z Izraela. Zwiedzamy ten piękny i ciekawy kraj korzystając z pomocy tutejszych przyjaciół: Tel Aviv, Jerozolima, Acra, Cesarea, Jaffa i mnóstwo innych – a jacht grzecznie stoi w Hajfie. Pewnie postoimy tu ok. dwóch tygodni, bo warto. I trochę prac na jachcie też trzeba będzie wykonać. Ale na razie, świętujemy, jak wszyscy tu teraz w Izraelu!

Shalom! Asia i Alek

Izrael
29.04.11

29.04., my wciąż w Izraelu. Wczoraj wróciliśmy z 3-dniowej wyprawy do Jerozolimy. Z perspektywy naszego rejsu, śmiało można powiedzieć, że to najciekawsze miasto na świecie! Stare i piękne kościoły wszystkich wyznań chrześcijańskich, Żydzi, muzułmanie – wszyscy znajdują tu coś dla siebie najbardziej świętego.

„Są dwa ziemskie płyny które są błogosławieństwem dla człowieka: wino do wewnątrz, i oliwa na zewnątrz (ciała)” – jak słusznie pisał pewien mądry stary Rzymianin, Pliniusz Starszy. I oliwę, i zwł. winko w Izraelu maja doskonałe, produkowane głównie w katolickich klasztorach (ale też w koszernych winnicach, sprzedawane ortodoksyjnej dzielnicy Jerozolimy): my sączymy winko z klasztoru trapistów w Letrun (Le Troune). Podróżujemy po Izraelu i wcale się nie spieszymy stad odpływać – bo tez Izrael to jeden z najciekawszych krajów świata. Tyle fantastycznych zabytków z różnych kultur nie ma nawet w Italii! Począwszy od resztek fortec i sarkofagów egipskich, przez zabytki hellenistyczne i, oczywiście, rzymskie, potem Bizancjum, okres wczesnego chrześcijaństwa, fortece i stolice Krzyżowców (Acra), i funkcjonujące do dziś starożytne monastyry (jak ten, z którego hodowli winko pijemy). No i, oczywiście, tysiące lat zabytków kulturowych i religijnych żydowskich. Coś fascynującego – ten kraj, z jego mieszanka ras i narodowości, np. Nazaret, to miasto Arabów-chrześcijan; Hajfa – to świeckie i bardzo rosyjskie miasto, wszystko tu jest otwarte nawet w Pesah; Tel Aviv, to z kolei typowo śródziemnomorskie miasto, jak np. w Italii; no i oczywiście wszędzie w tym kraju można spotkać chodzące relikty średniowiecza, czyli rodziny ortodoksyjnych Żydów z pejsami i w czarnych chałatach i kapeluszach. I, równocześnie, zakwefione Arabki. W Jerozolimie mieszkaliśmy w Domu Polskim, prowadzonym przez SS. Elżbietanki – a położonym samym środku dzielnicy najbardziej religijnych, ortodoksyjnych Żydów, tych z pejsami i w chałatach. W ich koszernym sklepiku kupowaliśmy bardzo dobre (na pewno koszerne) winko. Niebywały folklor! I sklepy koszer/halal (muzułmański koszer), włącznie z piwem koszernym (Nb. koszerny Carlsberg jest naprawdę dużo lepszy niż ten niekoszerny, do kupienia w Polsce i na całym świecie – widać, nadzór rabina jest skuteczniejszy niż europejska norma ISO…) Nie spieszymy się i dlatego, ze fajnie byłoby, gdyby obie bliźniacze lodki – my, i Mantra ANIA, razem zakończyły swoje trzecie wokółziemskie okrążenia w Monfalcone (Italia) – a ANIA jest wciąż na M. Czerwonym, w Hurgadzie – podobnie jak my niedawno, czekając tam na korzystna pogodę.

Aha, miało być o wróbelkach: otóż pamiętam z dzieciństwa niesamowity świergot wróbli, gdy przychodziła wiosna. Teraz wróble w Polsce zostały wygryzione przez bardziej agresywne i oportunistyczne ptaki (kawki, mewy – te podobne do wróbli ptaszki to mazurki). A tu, po staremu, wciąż niesamowicie świergoczą stada wróbli, siadające na olinowaniu naszej dzielnej mantry!

Shalom, pozdrawiamy po-Świątecznie, Asia i Alek


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com