Znowu płyniemy: na Cypr
03.05.11
3 maja, po dwóch tygodniach w Izraelu, ruszyliśmy znów w drogę: na Cypr, do Paphos, dokąd z Hajfy mamy ok. 180 mil. Wiatr – slaby bajdewind, wspomagamy się więc silnikiem, morze lazurowe, ale chłodne: tylko 15*C. Poz. o g. 1400 UTC: 33 01,0 N; 34 49,9 E.
Izrael, to niesłychanie ciekawy kraj. Właściwie każde tam miejsce jest opisane gdzieś w Biblii. Wczoraj cały dzień spędziliśmy nad Jez. Galilejskim. Byliśmy w miejscach znanych z Nowego Testamentu, gdzie chodził Jezus z uczniami – teraz stoją tam liczne kościoły, budowane przez stulecia: byliśmy w kościele postawionym w miejscu gdzie Jezus miał nakarmić tysiące ludzi dwoma bochenkami chleba i 5 rybami: kościół nowy, ale stylowy, za to przepiękna mozaika pochodzi z IV – V w. n.e., właśnie z wyobrażeniem owych ryb i chlebów. Byliśmy w Kościele Kazania na Górze, i w kościele który, wg tradycji, stoi na miejscu domu teściowej Piotra (swoją drogą, czy ktoś z bardziej pobożnych czytelników wie, jak miała na imię żona najważniejszego z Apostołów i pierwszego Papieża? albo jego teściowa, wspomniana w Nowym Testamencie?). Byliśmy w starożytnych synagogach i na czczonych przez ortodoksyjnych Żydów grobach świętych rabinów z II w n.e. – wzruszenia i ekstazy religijne widzieliśmy tam równie silne jak te w ewangelicznych kościołach.
A teraz płyniemy na wyspę także znaną z boskiej obecności – to na Cyprze narodziła się jedna z najważniejszych i najciekawszych ( i najpiękniejszych) bogiń starożytności. Miejsce – zatoczka, gdzie – wg tradycji – wyłoniła się z morskiej piany, także jest pielęgnowane przez mieszkańców wyspy i pokazywane odwiedzającym Cypr. Quiz: kto to był? Buźki, Asia i Alek
Znowu w UE
08.05.11
8.05., po trzech dniach postoju w Pafos, na Cyprze, dziś rano wyruszyliśmy w drogę na Kretę, dokąd mamy ok. 4 dni żeglugi.
Znowu w UE! – po wejściu do Pafos myśleliśmy, że jak już jesteśmy w Unii, w Europie, to skończą się uciążliwe, idiotyczne i kosztowne odprawy graniczne – ale gdzie tam, nie na Cyprze, mimo ze jesteśmy w tym samym Schengen! Tutejsi urzędnicy muszą uzasadnić swoją rację istnienia, wiec trzeba przejść i portowa odprawę, i celników, i nawet doktora – jak nigdzie w UE, ale przynajmniej nie biorą za to kasy. Ale obyczaje tu bardziej muzułmańskie, niż europejskie: urzędnicy – co wyraźnie widać – nie rozmawiają z kapitanem, czyli Asią (bo to baba), tylko z załogantem, bo to facet… Najgorsze odprawy, uciążliwe, oszukańcze i kosztowne to Egipt, najdrożej (330AUD), to Australia, drogie i niewykonalne to Indonezja, gdzie, mimo posiadanego drogiego pozwolenia na żeglowanie i drogich wiz, przez półtora miesiąca żeglowaliśmy nielegalnie(!!! – ale nikt tego nie zauważył…). W Europie nie spodziewaliśmy się już żadnych odpraw, ale Cypr widocznie ma za daleko od Europy… Pafos, to najsympatyczniejsze i najciekawsze miasto i port na Cyprze. Oczywiście, bardzo turystyczne, ale w czasach starożytnej Grecji to było najważniejsze miasto na greckim Cyprze, i to właśnie w Pafos są liczne, bardzo ciekawe pozostałości starożytnego greckiego polis, z przepięknymi mozaikami podłogowymi z IV w pne. Cypr, to pierwsza chrześcijańska prowincja w rzymskim Imperium: to w Pafos w I w. ne.. działał apostoł Paweł, i nawrócił na nową wiarę rzymskiego gubernatora wyspy. (Nb., Paweł (Szaweł) z Tarsu wcale nie był Apostołem, nigdy w życiu nie widział Jezusa, a działał już po jego ukrzyżowaniu. Był rzymskim urzędnikiem – poborcą podatkowym, czyli współpracował z okupantem – dziś w Polsce znalazłby się pewnie na jakiejś liście Wildsteina… To on jednak właśnie, a nie Piotr (co widać z Listów św. Pawła), jest twórcą potęgi kościoła chrześcijańskiego – gdyby nie Paweł i jego decyzja, by do gmin chrześcijańskich przyjmować nie tylko Żydów (jak chciał Piotr), ale także pogan (czyli Rzymian), to chrześcijaństwo pozostałoby, tak jak było za czasów Jezusa, tylko jedną z sekt w judaizmie. A dla żeglarzy szczególnie ciekawy jest opis żeglugi Pawła z Cezarei do Rzymu (Dzieje Apostolskie 27; dotarł jednak tylko na Maltę, gdzie okręt się rozbił w czasie burzy), na statku żaglowo-wiosłowym, jaki widzieliśmy w Muzeum Morskim w Hajfie. Ciekawostka jest, ze kotwice (kamień z otworem na linę, też taką widzieliśmy w Hajfie), rzucano wówczas z rufy, a schodzono z niej …po prostu przecinając linę!) Dziś dominuje na Cyprze język rosyjski, ale są tu też liczni Polacy, a ceny, jak na Europe, wcale nie tak szokujące, bo tu podobno jest kryzys (obawiamy się, że szok cenowy to przeżyjemy dopiero w Polsce…) No i jest tu zimno, zwł. po zachodzie słońca! Pozdrawlaju was! Asia&Alek
Rodos, Grecja
10.05.11
10.05., stoimy na kotwicy w przepięknej zatoczce Lindos, na greckiej wyspie Rodos. Rodos, nie Kreta! – czyli co, zabłądziliśmy??? No, niby Kolumb też zabłądził, przecież zamiast do Indii dopłynął do Ameryki… Żartuję, oczywiście: nasze prognozy mówiły o silnym wietrze w dziób na Kretę, więc poszliśmy na Rodos, żeby to przeczekać: tymczasem, zatoczka Lindos, której dotąd nie znaliśmy, mimo że w Grecji już sporo pływaliśmy, to jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie spotkaliśmy w naszym rejsie! Żółta plaża, wyżej, na stromym zboczu typowe greckie białe miasteczko, dalej gaje oliwne, a na szczycie góry – średniowieczny warowny zamek, z czasów Krzyżowców, w doskonałym stanie! Oczywiście, okolica bardzo turystyczna, ale teraz, na początku sezonu, nikogo nie ma: na kotwicowisku tylko jeden amerykański jacht, katamaran Lagoon 380 z szóstka zupełnie gołych gejów na pokładzie: trzeba przyznać, że wyglądają tu super stylowo, jak klasyczni greccy bogowie z posągów, zupełnie nie przypominając klasycznych Amerykanów: brzuchatych i opasłych. Zatoka Lindos na Rodos – jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie spotkaliśmy – kurcze, to trzeba było przepłynąć aż 20 tys. mil, żeby to zobaczyć! – a przecież to tylko 3 tys. km od nas! – a najpiękniejsze miejsce na wiecie, to jest przecież nasz dom, na skraju Puszczy Kampinoskiej, z codziennymi wizytami łosi i saren!
Wracamy!!! A&A
Grecja – czartery czartery
16.05.11
16.05., Grecja – i czartery, czartery… Zupełnie inny świat, niż dotychczas, inne żeglarstwo! Pływamy po Grecji, po pięknych wysepkach i zatoczkach – jak tysiące innych czarterowych jachtów, Bavarii i Benneteaux, które spotykamy wszędzie. Zupełnie inni żeglarze: obijacze w drodze na burcie i za rufą, o prawie drogi zapomnij. Przypływają do nas pontonem, żeby zapytać, jak kotwiczyć – bo, mówią: „widać, że jesteście doświadczeni”… Głównie Niemcy i Rosjanie. Setki jachtów. Wszyscy pływają tak jak my teraz: od wyspy do wyspy, od zatoczki do zatoczki, wszyscy, jak my, podziwiają uroki żeglugi po greckich wodach – i słusznie, bo tu naprawdę pięknie jest! Parę dni spędziliśmy na kotwicy w Lindos na Rodos, słusznie uważanej za najpiękniejsze miejsce w Grecji: głęboka, ale malutka zatoczka, plaża, wyżej na zboczu białe miasteczko z domkami z czasów ottomańskich, a na szczycie nad nami góruje Akropol, z V w. BC. Potem, w Rodos, jak zawsze niemiłosiernie zatłoczona marina, gdzie plączą się łańcuchy kotwiczne i brak jakichkolwiek serwisów (ale za to tanio, 3,82 Euro/doba!) Za to paliwo – potwornie drogie: Eu 1,53/litr. Otoczone murami średniowieczne miasto z czasów Krzyżowców bardzo ciekawe, ale nieprawdopodobnie nabite turystami – teraz, praktycznie jeszcze przed sezonem. Ale warto! A piwo w Grecji, tak samo byle jakie jak w całej Europie: grecki Carlsberg ani się umywa do koszernego Carslsberga w Izraelu, czy do Asmara Beer w Erytrei. No cóż, egzotyka się skończyła, zaczęła się skomercjalizowana Europa… Teraz, płyniemy na kolejną ponoć prześliczną wysepkę, Symi, a dalej w planie Santorini: potworny wybuch wulkanu na tej wyspie, w czasach przed-homeryckich, i spowodowana wybuchem tsunami, która zalała liczne wyspy M. Egejskiego, dały asumpt do słynnej legendy o zatopionej Atlantydzie. Tymczasem goniąca nas mantra ANIA zbliża się, jest już w Izraelu (pewnie piją tam koszernego Carslsberga, zazdroszczę…)
Adio! Asia&Alek
Grecja
18.05.11
18.05. Grecja jest piękna, żegluga tutaj bardzo nam się podoba! Płyniemy właśnie na Atlantydę, czyli częściowo zatopioną wybuchem wulkanu w czasach starożytnych wysepkę Santorini. Dwa dni staliśmy na wysepce Symi, w Zat. Piedi, godzina piechotką do ślicznego miasteczka Symi, tylko w Piedi spokojniej. Pisaliśmy, że Lindos na Rodos to najpiękniejsze miejsce w Grecji – ale może Symi jest jeszcze piękniejsze? W Symi można wejść jachtem do centrum położonego na zboczu górskim średniowiecznego miasteczka, stanąć rufa do nabrzeża pełnego tawern, a powyżej na zboczu miasteczko z kolorowymi domkami, starymi kościołami i starożytnym zamkiem na szczycie. Pełno tu jachtów czarterowych, i wcale się im nie dziwimy, wręcz polecamy żeglugę tutaj na czarterach. Najlepiej chyba wziąć czarter z Rodos, i pływać po tych wysepkach Dodekanezu i wybrzeżu odległej o parę mil Turcji. Tylko teraz mało tu wiatru, a paliwo bardzo drogie: Euro 1,53/litr; latem za to wieje silne meltemi. Jedyny problem z Grecja, to ten, ze mieszkają tu Grecy: ludzie tu niezbyt pracowici, niezbyt uczciwi, niewiarygodni, za to aroganccy i nieuprzejmi. W Piedi staliśmy przy nie wykończonym nabrzeżu budowanej od wielu lat mariny, zacumowani do …betoniarki, która nie ruszyła się podobno z miejsca od 3ech lat! Zupełnie co innego Turcy: znacznie bardziej pracowici, wiarygodni, lepiej zorganizowani, bardzo pomocni, uprzejmi i mili w obejściu. Ale Grecja jest piękna: śmiało zaliczamy te wyspy greckie do najpiękniejszych miejsc, jakie widzieliśmy w naszym rejsie dookoła – ale jak sie tak zastanowimy, to równie piękne miejsce mamy u siebie: to nasz domek, nawiedzany przez łosie, dziki i bociany, na skraju Puszczy Kampinoskiej, przy ul. Asi i Alka.
Sea U tamże, marynarze! Asia i Alek
Atlantyda, Francuzi i Egipt
20.05.11
20.05. Nie dla nas Atlantyda! Nie ma idealnego społeczeństwa! Nie weszliśmy na wyspę/krater Santorini (wybuch tego wulkanu w starożytności dal asumpt do legendy o zniszczeniu przez fale morskie idealnego społeczeństwa Atlantydy): nie weszliśmy, bo akurat na Santorini, i tylko tu, szalała straszliwa burza, z piorunami i ulewa ograniczająca widoczność do zera – podczas gdy wszędzie wokół było ślicznie i słonecznie! Opływamy teraz Peloponez, najbardziej – oprócz Gibraltaru – na południe wysunięty skrawek lądu Europy (g.1200 LT = 0900 UT, nasza poz. 36*23,7 N; 23*12,5 E.) Nad nami potężne, wysokie i bardzo strome góry, nad wodą liczne pieczary, na zboczach monastyry. Duży ruch statków. Wiatr slaby, w dzień upał, a w nocy ubieramy wszystko, co mamy, i śpimy w ciepłych gaciach. Czytam pouczającą książkę o Francji, pióra zamieszkałego tam od ćwierć wieku Ludwika Stommy. Stomma, który mówi że zna i lubi Francuzów prezentuje ich charakterystykę jako ludzi błyskotliwych, czarujących, inteligentnych, choć próżnych, rozgadanych – co ma być dowodem ich umiłowania wolności. Tymczasem wg opinii większości spotykanych na oceanach anglojęzycznych żeglarzy, Francuzi są nieprzyjemni, aroganccy, nieuprzejmi, megalomani, odludki. Ta powszechna, choć pewnie powierzchowna opinia może wynikać z tego, że Francuzi nie znają j. ang. (ale bo nie chcą go znać), stąd nie mogąc się popisać swoją rzekomą błyskotliwością, pozostają zamknięci w sobie i aroganccy. Teraz zastanawiam się, gdy pisze nasze opinie o spotykanych na naszej trasie narodach, czy te moje opinie mają jakiś sens. Piszę m.in. o Grekach że są nieprzyjaźni i nieciekawi, o Egipcjanach wręcz bardzo źle: a może to nieprawda? Egipcjanin z uśmiechem oszuka cię w biznesie do cna -ale za to nie kradnie. Indonezyjczycy czy Polinezyjczycy z miejsca robią bardzo pozytywne wrażenie, są mili, przyjacielscy, życzliwi i pomocni, choć wiadomo, że Polinezyjczycy to ludożercy i bardzo okrutni niegdyś wojownicy. To są na pewno bardzo powierzchowne i bardzo subiektywne obserwacje, ale to jest to, co od razu rzuca się w oczy przybyszom, i pozostaje w pamięci – zgodnie z zasadą „jak cię widzą, tak cię piszą”. Więc jednak, nawet jeśli to powierzchowne, zgodnie uważamy że do Egiptu nigdy więcej, a do Francji już myślimy o wyjeździe (mimo że Egipcjanin nie kradnie, a Francuzi dokonali jednego z największych rabunków w historii, podczas najazdu Napoleona na Egipt łupiąc co się dało ze starożytności, i do dziś tego nie oddali – można to podziwiać w Luwrze (oczywiście, z podpisami tylko po francusku…)
Adieu! A&A
Peloponez
21.05.11
21.05., pływamy sobie po pięknej i słonecznej Grecji, jemy gyros, od dwóch dni żeglujemy wokół Peloponezu (poz. g. 1200 LT 36 26,7 N; 22 19,8E): wielkie wrażenie, coś jakby Tatry schodziły prosto do morza! – i nic nie wiemy, co się na świecie wokół nas dzieje! Dopiero dziś rano, na kotwicowisku w malowniczej zat. Kayio na Peloponezie, od polskiego jachtu EMI dowiedzieliśmy się, że Grecja zbankrutowała! (sy EMI, czyli Jasiek i Emilia, od trzech lat żeglują po greckich wodach; wyruszyli ze Szczecina i Renem i Dunajem dotarli na M. Czarne). No wiec nie wiemy, co dla nas oznacza bankructwo Grecji, gdzie jesteśmy – na wszelki wypadek, idziemy dziś pełną parą na wyspę Zakintos (słynnej z najlepszych ponoć w Grecji oliwek), gdzie weźmiemy zapas paliwa, gdyby miało go w Grecji zabraknąć – i dalej kurs na Adriatyk, i moja (Alek) ukochana Italia. Tymczasem, od EMI dowiedzieliśmy się, że nasz znajomy SY Alexander wyszedł dziś właśnie z Krety i płynie na Maltę. Natomiast mantra ANIA opuściła już Hajfę i śpieszy teraz przez Grecję i Kan. Koryncki na Adriatyk. Musi nas dogonić, bo chcemy, żeby obie mantry, które 6 lat temu razem wyruszyły z Monfalcone/Portoroż w swoje kolejne 3 kółka wokółziemskie, razem też – gdzieś ok. 5 czerwca – to ich trzecie kółko zamknęły w Portoroż.
Zakintos – spotkanie z mantrą ANIA
24.05.11
24.05., wczoraj wieczorem weszliśmy do portu na Zakintos (gdzie podobno są najlepsze oliwki w Grecji) – a w 3 godziny po nas weszła mantra ANIA (z Jadzią i Wojtkiem na pokładzie), i stanęła obok! W końcu, po ponad roku żeglowania wokół świata, dogonili nas, po non-stop żegludze z Hajfy. Jutro ruszamy już razem, z planem, aby oba bliźniacze jachty razem zakończyły swoje trzecie kółko dookoła świata; tak, jak razem wyszły z Portoroż, najpierw w dwuosobowych kobiecych regatach dookoła świata, ze zmieniająca się załoga (Asia prowadziła wtedy mantrę ASIA od Australii do Brazylii, czyli przez pół świata), potem Asia samotnie dookoła świata w 198 dni na ASI, a równolegle ANIA płynęła z Martą Sziłajtis też dookoła, tylko dłużej, bo blisko rok, no i teraz, trzecie kółko dla obu jachtów zakończy się oficjalnie w Portoroż, jak planujemy – w czwartek 2go czerwca. Potem jeszcze przeprowadzenie lodki do Monfalcone, czyli jeszcze dzień-dwa żeglugi, pewnie jeszcze „po drodze” wpadniemy do Wenecji, bo to blisko. No a potem, już do domu… aż szkoda, ze to już tak blisko do zakończenia… Za krótko było! (wystartowaliśmy 10 lutego 2010).
Zatem, kochani wszyscy nasi przyjaciele – do rychłego już zobaczenia! Asia & Alek
Adriatyk
27.05.11
27.05., po jednodniowym pobycie opuściliśmy Santa Maria di Leuca (na samej pięcie włoskiego buta), i weszliśmy właśnie w Cieśninę Otranto: to już Adriatyk, ostatnie już morze naszego rejsu! Szkoda… Płyniemy razem z mantrą ANIA, która dogoniła nas w Zakintos parę dni temu. Adriatyk na powitanie przygotował miłą delegację: stadko delfinów i 2 żółwie, ale mimo to, szkoda, bo już zbliżamy się do końca naszego rejsu: wg planów, 3go czerwca w Portoroż nastąpi oficjalne zakończenie naszego rejsu prawie dookoła świata, a dla obu mantr będzie to zamkniecie 3ciego kółka wokółziemskiego w ciągu 6ciu lat! Dwa-i-pół z tych wokółziemskich rejsów mantra ASIA zrobiła pod kapitaństwem Asi(w tym jej samotny rejs dookoła). Właściwie, to czas zająć się podsumowaniami: ile mil, ile krajów, ile portów – ale mi się nie chce, ciągle jeszcze żeglujemy, i cieszymy się tym rejsem. Płyniemy wzdłuż włoskich wybrzeży, bo Chorwacja zdecydowanie za droga (chcą ok. 350 Euro za prawo pływania po ich wodach!!!). Pewnie jeszcze gdzieś wejdziemy, najbliżej Bari, za 120 mil.
Ciao! Asia i Alek
Włoszczyzna
31.05.11
31.05., po jednodniowym pobycie w Bari, mieście królowej Bony, żeglujemy dalej Adriatykiem ku Słowenii, gdzie w Portoroż 3go czerwca ma nastąpić oficjalne zakończenie naszego rejsu i zamknięcie trzeciego wokółziemskiego kółka przez mantrę ASIA (a także mantrę ANIA, która płynie razem z nami). Wiatr słaby, wiec uprawiamy moto-sailing. W dzień słońce pali, temp. 29*C, woda 20*C, ale w nocy chłodno. Adriatyk, trzeba przyznać, to najczyściejsze morze po jakim żeglowaliśmy w naszym rejsie; nic nie pływa w wodzie, żadne plastiki, butelki, żadne klapki – mimo, że i spory ruch statków (w tym liczne kutry), i morze wąskie, a po obu stronach rozwinięte przemysłowo-turystycznie kraje. W Bari ładne stare miasto, szereg pięknych kościołów z okresu normańskiego (czyli XII w.), w nich niecodzienne rzeźby (m.in. Ostatnia Wieczerza z Chrystusem siedzącym z boku – a nie w centrum jak u Leonarda), i rzeźbione elementy architektoniczne, przedstawiające różne potwory (m.in. lew pożerający człowieka) – jak rzygacze z paryskiej Notre Dame, tylko starsze. No i okazały zamek Sforzów. Królowa Bona, w przeciwieństwie do niesłusznie złej opinii w Polsce, cieszy się tu dużym uznaniem: była doskonałą władczynią, a siedzibę Sforzów, podupadający zamek z okresu normandzkiego zamieniła w okazałą renesansową rezydencję i nawet wystawiła tam kaplicę ku pamięci swego męża, „Sigismundus, rei di Polonia”. Mimo to, w Bari nie wiedzą, ani co to włoszczyzna („verdura italiana? non lo so!”), ani nawet nie znają kapusty włoskiej…
Ciao! A&A
Portoroz – zakończenie rejsu
02.06.11
No to i już koniec naszego rejsu! Przynajmniej oficjalny: 02.06. o 1530, w słoweńskim Portoroż zakończyliśmy, po roku i 4ech miesiącach żeglugi, nasz rejs PRAWIE DOOKOŁA ŚWIATA. W tym rejsie przebyliśmy ok. 22 tysięcy mil morskich, czyli prawie tyle, ile wynosi wokółziemska pętla. Byliśmy na każdym z zamieszkałych kontynentów: w obu Amerykach, Australii, Azji, Afryce, no i w Europie. Odwiedziliśmy 22 kraje, zatrzymywaliśmy się w ponad stu miejscach: portach, marinach, ale głównie na kotwicowiskach. Widzieliśmy wiele wspaniałych miejsc, i poznaliśmy mnóstwo niebywale interesujących ludzi! Płynęliśmy na liczącym 8,5 metra długości i 2,7m szerokości jachcie Mantra ASIA, tej samej łódce, na której wcześniej Asia opłynęła dookoła świata w 198 dni w swym samotnym rejsie, w roku 2009/2010. Dla tej bardzo dzielnej lodki (r. bud. 2005, projekt i budowa stocznia Andrzeja Armińskiego, który jest także twórcą i organizatorem samej idei równoczesnego żeglowania wokółziemskiego dwóch jego jachtów typu mantra28) jest to zamkniecie trzeciego już kółka dookoła świata (z czego dwa-i-pół razy pod kapitaństwem Asi Pajkowskiej).
W rejs wypłynęliśmy z Florydy (St. Petersburg) 10 lutego 2010. Przez Kanał Panamski przeszliśmy 23 marca, po raz pierwszy Równik przekroczyliśmy 1go kwietnia, kolo Galapagos. Poprzez wyspy Pacyfiku (Markizy – Tuamotu – Wyspy Towarzystwa – Cook Islands – Tonga – Fidżi – Vanuatu), dotarliśmy we wrześniu 2010 do Australii (Cairns), potem, przez wyspy i rafy Wielkiej Rafy Barierowej dopłynęliśmy do Darwin. 27.10. wyruszyliśmy do Indonezji, po której wodach i wyspach żeglowaliśmy przez półtora miesiąca. Po raz drugi Równik przekroczyliśmy 4go grudnia, na długości 105*12 E, na wysokości Borneo. Potem był Singapur, Malezja i Tajlandia, i poprzez Ocean Indyjski dotarliśmy na Malediwy.
Najtrudniejsza, a zwł. najbardziej stresująca była żegluga przez rejon, gdzie grasują somalijscy piraci, czyli z Malediwów 14 dni przez Morze Arabskie do Jemenu, i dalej przez Zat. Adeńską do wejścia na Morze Czerwone. Żeglowaliśmy w konwoju 9ciu jachtów, co też było bardzo trudne i stresujące. Morze Czerwone, to tez niełatwą żeglugą: od Sudanu wiatr jest zawsze północny, czyli w dziób, duża fala, więc żegluje się dużo czekając w portach lub na kotwicowiskach na rafie aż wiatr ucichnie. W sumie, przez Morze Czerwone płynęliśmy półtora miesiąca. Po przejściu przez Kanał Sueski dotarliśmy 14.04. do Hajfy (Izrael), potem był Cypr i wyspy greckie, w tym Rodos, by w końcu wejść na Adriatyk, by, po odwiedzeniu paru włoskich portów, żeglując najpierw wzdłuż włoskiego, a potem chorwackiego wybrzeża dotrzeć dziś do wyznaczonego celu: Portoroż, skąd mantra ASIA wyruszyła 6 lat temu w wielki świat. Oficjalne zakończenie „odfajkowane”, ale nam ciągle za mało, więc jeszcze wyskoczymy na parę dni do Wenecji, z naszymi przyjaciółmi Andrzejem i Ewa, którzy przyjechali zabrać nas do domu. Dom poczeka, a teraz jeszcze Wenecja i może parę innych włoskich porcików.
Ahoj! Asia i Alek
Monfalcone – koniec rejsu
07.06.11
07.06., po krótkim wypadzie do Wenecji, we włoskim Monfalcone ostatecznie zakończyliśmy dziś, o g.1200 LT, nasz rejs. Łódka zostaje na razie tutaj, my wracamy do kraju. W ciągu roku i 4ech miesięcy przebyliśmy ok. 22 tysięcy mil morskich, czyli prawie tyle, ile wynosi wokółziemska pętla. Byliśmy na każdym z zamieszkałych kontynentów, odwiedziliśmy 22 kraje, zatrzymywaliśmy się w ponad stu miejscach.
Płynęliśmy na liczącym 8,5 metra długości i 2,7m szerokości jachcie Mantra ASIA, tej samej łódce, na której wcześniej Asia opłynęła dookoła świata w 198 dni w swym samotnym rejsie, w roku 2009/2010. Dla tej bardzo dzielnej łódki (jacht typu mantra28, r. bud. 2005, projekt i budowa stocznia Andrzeja Armińskiego, Szczecin) było to też zamkniecie trzeciego już kółka dookoła świata (z czego dwa-i-pół razy pod kapitaństwem Asi Pajkowskiej). Łódka spisywała się rewelacyjnie, bez żadnych poważniejszych awarii; mimo swoich niewielkich wymiarów była bardzo szybka: dość powiedzieć, że odcinek przez Pacyfik, z Galapagos do Fatu Hiva, przebyliśmy w 3 tygodnie, czyli tyle, ile płynęły ten odcinek znane nam jachty 40-stopowe.
W rejs wypłynęliśmy z Florydy (St. Petersburg) 10 lutego 2010. Przez Kanał Panamski przeszliśmy 23 marca, po raz pierwszy Równik przekroczyliśmy 1go kwietnia, kolo Galapagos. Poprzez wyspy Pacyfiku (Markizy – Tuamotu – Wyspy Towarzystwa – Cook Islands – Tonga – Fidzi – Vanuatu), dotarliśmy we wrześniu 2010 do Australii (Cairns), potem, przez wyspy i rafy Wielkiej Rafy Barierowej dopłynęliśmy do Darwin. 27.10. wyruszyliśmy do Indonezji, po której wodach i wyspach żeglowaliśmy przez półtora miesiąca. Po raz drugi Równik przekroczyliśmy 4go grudnia, na długości 105*12 E, na wysokości Borneo. Potem był Singapur, Malezja i Tajlandia, i poprzez Ocean Indyjski dotarliśmy na Malediwy. Najtrudniejsza, a zwł. najbardziej stresująca była żegluga przez rejon, gdzie grasują somalijscy piraci, czyli z Malediwów 14 dni przez Morze Arabskie do Jemenu, i dalej przez Zat. Adeńską do wejścia na Morze Czerwone. Po przejściu przez Kanał Sueski dotarliśmy 14.04. do Hajfy (Izrael), potem był Cypr i wyspy greckie, i w końcu Adriatyk, skąd mantraASIA wyruszyła 6 lat temu w wielki świat.
Do największych przeżyć tego rejsu zaliczamy pobyt na kraterze czynnego wulkanu Mt.Yasur na Vanuatu, trzęsienie ziemi o sile 7,5 st. w skali Richtera, które przeżyliśmy w supermarkecie w Port Vila (Vanuatu), oraz spotkanie w dżungli z orangutanami, na Borneo. Za najpiękniejsze miejsce na naszej trasie uważamy tajlandzką zatokę Ao Phang Nga (w rejonie Phuket) i jej setki wysepek, ale ogromnie podobała nam się także Australia, i parki narodowe w Terytorium Północnym. No i wyspy Francuskiej Polinezji, Fatu Hiva i inne – to na pewno najpiękniejsze wyspy na świecie! Najbardziej egzotyczne miejsce, jakie odwiedziliśmy, to Port Suakin w Sudanie: totalne średniowiecze, ale ludzie niesłychanie mili i życzliwi. Z kolei, najokropniejsi ludzie i urzędnicy, najgorsi oszuści i naciągacze, najgorsza bezsensowna i kosztowna biurokracja to Egipt, na dodatek kraj to straszliwie zaśmiecony.
Było wspaniale! Dziękujemy wszystkim, którzy nam pomogli, wspierali nas duchowo, trzymali kciuki, by nas piraci nie napadli – a przede wszystkim dziękujemy Andrzejowi Armińskiemu, za użyczenie nam Mantry ASIA i umożliwienie nam przeżycia tej wspaniałej przygody.
No to już wszystko! Do zobaczenia! Asia i Alek
0 komentarzy